wtorek, 27 sierpnia 2019

Rodział IV


            Zezłościłam się. Za bardzo bujam w obłokach. Właśnie porządkowałam przydzielone dla mnie ubrania oraz kosmetyki. W kartonie nie było nic, co chciałabym zobaczyć. Za dużo sobie ubzdurałam i miałam jakieś nierealne wymagania stosunku do Itachiego. To człowiek taki sam jak ty. Też miał kiedyś normalne życie. Trafiłaś na niego czysto przypadkowo. Ogarnij się, Sakura!

            - Głodna? – zaspany obiekt mojego coraz bardziej pogłębiającego się szaleństwa stanął w drzwiach, a ja zupełnie się tego nie spodziewając zrzuciłam cały poukładany stos t-shirtów na ziemię. I jak tu przestać o nim myśleć?
            - Ty już wstałeś? Minęła dopiero godzina. – burknęłam pod nosem i zła za swoje niezdarstwo kucnęłam, żeby pozbierać ubrania.
            - Nie mogłem spać. Tak leżałem i myślałem. Jeśli naprawdę jesteśmy zarażeni? To nasze ostatnie dni z życia. – westchnął i bez żadnych oporów wszedł do pokoju i usiadł na łóżku.
            - Ty to tak na serio?
            - Nie umiem spać, gdy mam tego świadomość, Sakura. – odparł i spokojnie wpatrywał się na to, jak składałam na nowo ubrania. Zdziwiła mnie jego otwartość. A jeśli on..
           - Itachi, czy ty masz jakieś przypuszczenia odnośnie choroby? Czułeś się ostatnio źle? Możesz mi zaufać.
            - Spokojnie, nic z tych rzeczy. – zaprzeczył głową.  To i tak było podejrzane.
            - Chcesz o czymś ze mną porozmawiać? – nie odpuszczałam. W końcu sam tu przyszedł.
            - Tak. – o dziwo przytaknął - Naprawdę nie wiedziałaś, że pochodzisz z rodziny Nizumi? Nikt ci nigdy nic nie wspominiał?
            Nie odpowiedziałam od razu. Odłożyłam ubrania i do niego podeszłam.
            - Nie, nie wiedziałam. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Poza tym nie ufam Madarze. Czy wszystko, co powiedział to prawda?
            - Nie do końca.
            - To znaczy?! – rzuciłam nieco za głośno.
            - Mój wujek to bajkopisarz. Wnioskuję, że to już wiesz. – twierdząco skinęłam głową w jego stronę, uważnie wpatrując się w jego oczy -  Nizumi współpracowali z moim ojcem, ale nikt nigdy nie wymyśliłby czegoś jak ta.. umowa? W jakim on świecie żyje. Co za chory człowiek.
            - Eehmm.. On naprawdę to zmyślił? – zapytałam z niedowierzaniem.
            - Tak. Jak go znowu zobaczę to obiję mu mordę – słysząc to cicho parsknęłam  – Widziałem ten dokument, gdy wyszłaś. Zażądałem oględzin. To było notarialnie podpisane, był tam podpis mojego ojca. Nie podrobiłby tego ot tak. Sasuke pewnie pod wpływem ostatnich wydarzeń też dał się na to nabrać.
            - Itachi, jedyne co mi przychodzi w tym momencie do głowy to fakt, że musiał wiedzieć, że przybędę na tę wyspę jakiś czas szybciej – stwierdziłam po chwili namysłu.
            - Tak, też o tym myślałem. Czy ta Tsunade o której ciągle była mowa znała Madarę? – zapytał się mnie. – Kim jest ta kobieta?
            - Nie. Absotulnie! – usiadłam obok niego – To osoba, której ufałam bezgranicznie..
            - Nikomu nie daje się tyle zaufania. To było błęd…
            - Nie mów tak! – krzyknęłam.
            - Możesz mi nie przerywać? – zirytował się i popatrzył na mnie spod byka.
       - Nie pozwalam ci oceniać tak tej kobiety! – broniłam Tsunade i poczułam, że ze zdenerwowania zaczynają lekko drgać mi dłonie. Chyba potrzebuję odpoczynku.
            - Ta paczka, w której było to antidotum pochodziło właśnie z przesyłki, którą otrzymaliśmy od Tsunade. – powiedział głośno – Więc była w to zamieszana.
            - Nieprawa! Kłamiesz jak Madara! – syknęłam w jego stronę. Dość mocno podirytowana zaczęłam drapać swoje dłonie. Bardzo zaczęły mnie swędzieć.
            - Sakura, ja to zataiłem przed wszystkimi z Kabuto. – dodał ciszej.
            - Że co? – rzuciłam i z szeroko otwartymi oczami spojrzałam prosto na niego – Czy ty do końca oszalełeś? O czym ty mówisz? – w życiu nie byłam taka pobudzona i zdenerwowana. Wstałam i zaczęłam krążyć po pokoju.
            - Na tej wyspie nie jest tak bezpiecznie. Nie ufamy wszystkim…
            - I dlatego jesteś pierdolonym kłamcą? A jak to wyjdzie? Nienawidzę was, Uchiha. Masz to odkręcić i ma mi włos z głowy nie spaść! – warknęłam do niego. – Jesteś taki jak Madara, manipulujesz mną! Nienawidzę ciebie! – dostałam histerii. I zamachnęłam dłonią w ścianę. Poczułam potworny ból, a przede mną zaczął opadać tynk. Uświadomiłam sobie wtedy, jaki spowodowałam huk. W tym samym momencie poczułam mocny uścisk na swoich ramionach. Itachi coś mówił, ale ból mnie otumanił. Chyba złamałam sobie dłoń. Zemdlałam, gdy zobaczyłam, jaką wielką dziurę pozostawiłam w ścianie, która coraz bardziej zaczynała się rozkruszać. W ułamku sekundy zobaczyłam też, że oczy Itachiego są całe czerwone. Po tym nastała ciemność.

            Gdy otworzyłam oczy na nowo, poczułam, że jestem przywiązana do krzesła. Przerażona spojrzałam na swoją dłoń. Była zabandażowana. Poczułam łzy w kącikach oczu. Zaczęłam szybciej oddychać. Zostawił mnie w salonie. Próbując się uspokoić zaczęłam liczyć do dziesięciu. Nie potrafiłam logicznie wyjaśnić sobie tej sytuacji. Odkąd wykryto epidemię, zaczęło dochodzić do absurdów! To chyba halucynacje przez te leki, które nam podali. Przerażona nie potrafiłam nawet doliczyć do końca. Uspokoiłam się, gdy usłyszałam, że Itachi majstruje coś w jakimś pomieszczeniu. Domyśliłam się, że to ściana, która uległa zniszczeniu.
            - Kurwa, to jednak dzieje się naprawdę – syknęłam i spróbowałam przesunąć się w stronę blatu. Niestety przesunięcie krzesła wydało tak przeraźliwie głośny pisk, że brakowało tu tylko Madary, który zacząłby klaskać.
            - Sakura, nie kombinuj! – usłyszałam z przedpokoju głos Itachiego.
            - Rozwiąż mnie zwyrodnialcu! – krzyknęłam. – Masz mnie w tym momencie rozwiązać!
            - Żebyś rozwaliła mi kolejną ścianę i trafiła w fundamenty? Chcę przeżyć tę kwarantannę! – powiedział z wyrzutem, gdy pojawił się w salonie. – Skąd w tobie tyle siły?
          - To nie dzieje się naprawdę – wydukałam bardzo groźną minę szatyna – Itachi, z twoimi oczami tez było coś nie tak. Były czerwone. Jak u wampira.
            - Nie są do końca czerwone. – westchnął i kucnął naprzeciwko mnie. – Mają też czerwone kropki – dodał z udaną dumą. Nie skomentowałam tego. Zirytowana pokręciłam głową.
            - Co tu się odpierdala, Itachi. Żądam wyjaśnień.
            - Dlaczego Tsunade ciebie tu przysłała? Nie wyjaśniła ci nic – stwierdził. – Naraziła ciebie na niebezpieczeństwo.
            - Czego ja jeszcze nie wiem? – zapytałam się  go strasznie piskliwym głosem. Jego reakcja była bardzo empatyczna. Wywołało to u mnie spore zdziwienie. On mnie zrozumiał.
            - Rozwiążę ciebie i pogadamy. Tylko w nic nie wal ręką – złapał za sznur i go rozluźnił. Byłam wdzięczna, chociaż w pierwszym momencie planowałam go kopnąć, gdy oswobodził mi nogi. Wyglądałam, jakbym miała się rozpłakać – Nie możesz się mi tu teraz mazać. Pokaż mi tylko twoją dłoń. Trząsnęłaś nią dość mocno.
            Gdy złapał mnie za rękę, to poczułam niepożądaną reakcję w formie rumieńców na jego ciepły dotyk. Delikatnie zdjął bandaż i pokazał mi, jak bardzo źle wyglądała.
            - O nie.. Masz jakąś apteczkę? Ta ręka dalej krwawi. To trzeba zszyć. Patrz, jak mi napuchła, Itachi.- zmartwiona przyciągnęłam rękę bliżej. Wyglądała koszmarnie.
            - Nie mam w niej nic, co mogłoby ci pomóc – odpowiedział i złapał mnie za podbródek. - Spójrz na mnie. Nie panikuj. Wiem, kto może ci pomóc.
            - Mamy kwarantannę. Jeszcze dwa…
            - Mam inne wyjście. Wezmę tylko więcej broni. Nie rób dużych oczu, Sakura. Gdybyś nie narozrabiała, nie musiałbym podejmować tego ryzyka – syknął. – Ktoś musi opatrzyć tę rękę. Nie mam nawet igły. Nie mam nic. Mam amputować ci dłoń, jeśli chcesz tu zostać? Możę dojść do zakażenia – dodał widząc, że chcę negować jego słowa. Odpuściłam. Zaufałam mu po raz kolejny.     
            - Obiecaj, że wyjaśnisz mi wszystko, co się wydarzyło w przeciągu doby.
            - A ty mi powiesz, wszystko co wiesz o Tsunade i Madarze – zażądał.
            - Umowa stoi. Nie znam powiązań pomiędzy nimi, ale postaram się odpowiedzieć na twoje pytania – westchnęłam.


            Kilka minut później już nas  tam nie było. Znaleźliśmy się znowu pomiędzy wieloma ogromnymi drzewami. Ten las był strasznie nienaturalny, a w nocy wyjątkowo przerażający. Itachi po ciemku wiedział, jak iść. Przestrzeń między drzewami rozświetlał nam księżyc. Niósł mnie na rękach i pokonywał bardzo szybko drogę. Kątem oka widziałam, że jego gałki oczne znowu przybrały krwistą barwę. Gdy w pewnym momencie przeskoczył zbyt dużą odległość i udało mu się z gracją ze mną wylądować nieco niżej to zamknęłam oczy. Wolałam tego nie widzieć. Panicznie bałam się możliwego za nami pościgu. Poza tym chwilę po opuszczeniu bunkrów przypomniałam sobie o nienaturalnej sile Yumiko, o której mówiono, gdy uciekła ze szpitala. A jeśli jej choroba przebiegała tak samo..  
            - Itachi.. – szepnęłam.
            - Cicho. Nie możemy rozmawiać – skarcił mnie.
            Poczułam, że skoczył w górę. Przerażona złapałam się mocniej jego koszulki.
            - Wyjaśnię ci później. Zaufaj mi – powiedział. – Nie otwieraj oczu, jesteśmy wysoko.
            Oczywiście, że je otworzyłam. Itachi skakał z drzewa na drzewo. Przeskakiwał gałęzie drzew, które miały z dziesięć metrów jak nie więcej. Pisnęłam i zamknęłam oczy na nowo. Usłyszałam jego westchnięcie i po tym mocniej mnie objął. Skakał dość długo. Poza jego oddechem słyszałam tylko dźwięki dochodzące z lasu.
            - Już prawie – szepnął i usłyszałam, jak w oddali słychać fale.
            - Ocean? – zapytałam. – Uciekamy z wyspy?
            - Nie. Nie przeżylibyśmy tam – skwitował i po tym poczułam, że skoczył w dół. – Otwórz oczy. Już jest bezpiecznie.
            Moim oczom ukazała się plaża. Księżyc oświetlał wszystko dookoła. Fale lśniły odbijającym się światłem nocnego nieba. Gwiezdne konstelacje były niezwykle magiczne. Poza bardzo ciemnym granatem niebo mieniło się na odcienie szarości i fioletu.  Kącik moich ust lekko uniósł się ku górze.
            - Musimy ruszać. Twoja ręka potrzebuje pomocy – powiedział Itachi. Momentalnie sobie o niej przypomniałam. Z tej adrenaliny zapomniałam o bólu.
            - Bardzo mnie boli – syknęłam.
        - To na przyszłość nie rozwalaj ścian – powiedział nienaturalnie wesoło. Zaraz, czy Itachi właśnie naprawdę chciał zażartować? Nie poznaję go.         
           Ciągnął mnie po plaży w stronę ciągnącego się w oddali klifu. Znajdowało się przy nim ukryte wejście pomiędzy wielkimi głazami. Nim zdążyliśmy do niego dotrzeć to wyłoniły się z niego dwie postacie. Dwójka mężczyzn.
            - Itachi! – krzynął jeden z nich.
            - Kakuzu! – odkrzyknął Itachi – To ja.
           - Z kim jesteś? – zapytała druga postać. Gdy byliśmy bliżej, to blask księżyca rozświetlał broń, którą trzymali. Itachi przyciągnął mnie do siebie.
            - Ona potrzebuje pomocy.  Jest ze mną.  Możecie mi zaufać. Pain..
            - Wiesz, że tam z nią nie wrócisz – powiedział drugi mężczyzna.
            - Oboje nie mamy już po co wracać. – podsumował. Po tym wpuszczono nas do środka.
            




Ten rozdział jest krótki, za co Was mocno przepraszam. W kolejnym postaram się wyjaśnić sporo wątków, żeby zacząć nowe ( xD) i planuję się rozpisać. Czy podoba Wam się taka koncepcja? Czekam na Wasz feedback, bo on jest bardzo pomocny przy pracy. Piszę, bo sprawia mi to przyjemność, ale z chęcią poznam też Wasze zdanie o tej historii. Aktualnie planuję zająć się postami na moim blogu SasuSaku, bo poza prologiem nic się tam jeszcze nie pojawiło. Czekam na Wasze relacje i w połowie września postaram się wrzucić tu coś dłuższego, co uporządkuje ten chaos! 

Buziaki! 


           

2 komentarze:

  1. O kurde co tu się wyprawia! Mają siłę shinobi! Co za pokręcony wirus xD Rozdział krótki, ale tak bardzo zaintrygował! Nietuzinkowa fabuła. Czekam na więcej :D

    Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pojawi się za dłuugi czas, aktualnie mam lekkie urwanie głowy :( dziękuję za przybycie !

      Usuń