Obudził mnie głośny huk. Dźwięk
nasilał się, przypominał walenie w drzwi. Nagle spadło coś metalowego, po tym
usłyszałam pisk. Nie spieszyło mi się z otworzeniem oczu. Czułam, że moje całe
ciało jest obolałe i bardzo bolała mnie głowa. Gdzieś w tle niosły się dźwięki
biegających osób, pokrzykiwań i pełnego bólu płaczu. Co tu się dzieje?
Otworzyłam
oczy. Nie miałam żadnego pomysłu na to, gdzie mogę się znajdować. Białe ściany,
białe drzwi, skromna lampka nocna która stała na szafce obok mojego łóżka.
Zaraz, zaraz, szafka.. Z trudem uniosłam się i wyjęłam nogi spod białej kołdry.
Zauważyłam, że byłam w obcych dla mnie ubraniach, które przypominały szpitalne
uniformy stosowane dla pacjentów. W mojej pamięci była tylko pustka.
W szafce nie było nic. I po
chwili zdałam sobie sprawę z tego, jak mocno otumanili mnie lekami. Miałam spowolnione
myślenie i ruchy, nie potrafiłam kojarzyć żadnych faktów. Przede mną
było wielkie okno. Ignorując przerażające dźwięki bójki pod moimi drzwiami
podeszłam i poczułam wewnętrzny niepokój. Tsunade miała rację. Gdzieś mnie
wywieźli. Sporo potężnych, ogromnych drzew. One miały wręcz anormalną wysokość.
Nigdy nie spotkałam się z czymś takim, na pewno odpowiadał za to człowiek.
Zaniepokojona spojrzałam na drzwi. Dźwięki ucichły, ale klamka ruszyła się i do
środka kobieta w czarnej, krótkowłosej czuprynie. Obdarowała mnie przyjaznym
spojrzeniem i uśmiechnęła się.
- Witaj Sakuro, czekaliśmy aż się
obudzisz.
- Co ja tu robię? – tylko na to
było mnie stać. Czułam, jak bardzo słabo się czuję i usiadłam z powrotem na
łóżku. Co oni ze mną robili…
- Odpoczywaj. Byłaś w bardzo
ciężkim stanie, kiedy tu trafiłaś. – spoważnała.- Nazywam się Shizune. Będziemy
często się widzieć, gdy wrócisz do zdrowia. Liczymy na to, że zgodzisz się na
poprowadzenie eksperymentu.
Wróć. Co?
- Antidotum. Chcemy utworzyć
antidotum. Tsunade nic ci o tym nie mówiła? – zapytała się mnie. Jej spojrzenie
wyrażało rozczarowanie. – Ehh.. To już historia – żachnęła się po chwili. A mi
zrobiło się przykro. Moja pomotor pewnie już dawno nie żyła – Na pewno będziesz
chciała do nas dołączyć. Nie ma tu innego szpitala.
- Tu się zgodzę. Wyboru nie ma. –
podsumowałam i puściłam jej oczko. W końcu trzeba było zgrywać pozory, żeby jak
najszybciej dowiedzieć się, w jakim bagnie się właśnie znalazłam i jak stąd..
- Uciekła! Czy wy do końca
powariowaliście! Zostawić ją samą! – doszedł do nas ryk z korytarza. Shizune
momentalnie zbladła i wybiegła na korytarz. Dźwięk roztrzaskanego szkła
rozniósł się w całej sali.
- Panie Uchiha – słyszałam, jak
Shizune próbuje rozmawiać z.. Skórka mi się zjeżyła. Uchiha. Ta przeklęta
mafia. Źle wspominałam swoje dzieciństwo. Wychowywałam się w sierocińcu. Nic
nie wiem o moich rodzicach. Zachowała się jedynie informacja o spalonym domu,
pod którym mnie znaleziono. Przypuszczano, że moi rodzice byli ofiarami
morderstwa ale według mnie to nie miało znaczenia. Nie wychowano mnie na osobę
sentymentalną. Swoją wiedzę i to, kim się stałam zawdzięczałam tylko chęci
ucieczki i strachu. Dzieci zdolne otrzymywały stypendia i mogły wyjechać uczyć
się w szkołach z internatem. Tak więc moją jedyną formą spędzania czasu była
nauka. Miałam wielu wrogów z tego powodu, gdy przebywałam w domu dziecka.
Stypendium otrzymałam dopiero w wieku 15 lat, ponieważ musiałam sporo nadrobić
i z tego okresu w mojej głowie mam same złe wspomnienia. Nazwisko Uchiha
kojarzyło mi się tylko ze starszym mężczyzną, który co jakiś czas przyjeżdżał i
sprawdzał 17 letnie dziewczynki, bliskie 18-letnich urodzin. Większość z nich
zauroczona jego aparycją oraz przystojną gębą dążyła tylko do tego spotkania.
Tak naprawdę sprawdzał, czy są na tyle głupie żeby pracować w jego burdelu. Tak
mówili chłopcy. To też mobilizowało mnie do nauki. Byłam chyba jedyną osobą,
która chciała się uczyć i na szczęście pani z biblioteki przywoziła mi sporo
książek z których mogłam korzystać. Mój sierociniec był na samym końcu
wszystkich możliwych rankingów i to cud, że skończyłam w Tokio na medycynie.
Ale kosztowało mnie to sporo energii i szczęścia, czego nie chciałam
wspominać.. A w szczególności tego kurwia..
- Panie Sasuke, znajdziemy ją.
Nie mogła uciec daleko. – moje rozmyślania przerwał głos Shizune. A tak
właściwie to imie. Które było inne. To Uchiha jest więcej?!
Burdel był prowadzony przez
Madare Uchihę. O Boże, jak trafiłam na jego młodsza generację to chyba zacznę
szukać drogi powrotnej do Tokio. Momentalnie znalazłam się przy drzwiach i
klęcząc wychylałam głowę, aby zobaczyć, co się dzieje na korytarzu.
- Mieliście ją wyleczyć!
Specjalnie ściągnęliśmy więcej naukowców, żeby znaleźli dla niej lek! –
niemalże krzyczał – Czy ja się kurwa źle wypowiadałem? Dałem wam pieniądze.
Ściągaliście nawet kogoś z tego przeklętego Tokio w którym straciliśmy trójkę
ludzi! Trójka ludzi dla jednej osoby? Jeśli nie okaże się cudotwórcą, to sam
osobiście ją zabiję. Nie potrzebujemy tu darmozjadów. Organy można przeszczepić
dla Yumiko.
Momentalnie zaczęłam łączyć
fakty. To młodsza wersja Madary, generalnie ktoś z nim spokrewniony. Ma kasy
jak lodu, w końcu prowadząc takie rodzinne interesy można dorobić się milionów.
Yumiko to ktoś ważny, a tak właściwie ważna kobieta w jego życiu. Jest chora,
rozkłada się od wewnątrz albo występuje jeszcze jakaś inna odmiana tej choroby.
Na pewno stosują jakieś spowalniacze… Przerażona zerknęłam na swój brzuch i
zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno mam jeszcze swoje nerki. Nerwowo się
zaśmiałam nie widząc ani jednej blizny.
- Panie Uchiha! Proszę zaczekać!
– krzyknęła Shizune. Podczas mojego rozmyślania ich kłótnia przechodziła
apogeum i dołączyły do nich osoby trzecie. Zaraz, czy on właśnie idzie do
mojego pokoju..
- To przez ciebie chujku zginęło
moich 3 ludzi! Prosiłem prezydenta Minato o ten jebany helikoper niemalże na
kolanach. A teraz przez tydzień tu leżysz… W której sali on jest! – ryk był
jeszcze gorszy. Koleś miał jakiś napad histerii. Zbliżał się do mojego pokoju,
myślał, że jestem mężczyzną, Shizne coś za nim pokrzykiwała i stukot butów był
coraz bliżej. Lekki peszek, Panie Uchiha.
Trafił do mojego pokoju po 2
minutach. Nic nie powiedział. Objechał mnie spojrzeniem od góry do dołu,
zacisnął pięści. Ja zmierzyłam go spojrzeniem.
- Jeśli stracilismy 3 ludzi dla
takiej laluni, która jest tu ponoć najlepszym specjalistą od tego syfu, to
zacznę się zastanawiać nad wycofaniem kapitału, który w to wszystko
zainwestowałem. Coraz bardziej tracicie w moich oczach, Shizune.
Po tym wyszedł. Z kolei ja
zrezygnowana zastanawiałam się, w co najlepszego wpakowała mnie Tsunade.
Domyślałam się, że celowo okłamała ich tylko po to, żebym przeżyła.
- Pan Sasuke nie należy do najmilszych
osób, ale dzisiaj przerósł sam siebie. Oczywiście wierzymy w twoje kompetencje
i oczekujemy na twój powrót do zdrowia. Badania pozwalają na przeniesienie
ciebie do przyznanego ci mieszkania. Przez kolejne kilka dni powinnaś się
zaaklimatyzować i wdrożymy ciebie do pracy – tłumaczyła Shizune.
No jakby inaczej. Jeśli się nie
wykażę to będę dawcą nawet swoich jelit. Zapięlam białą koszulę, którą
otrzymałam i przyjrzałam się swojemu odbiciu. Zmarniałam, pewnie przez
kroplówki. Byłam chudsza i bladsza.
- Masz piękny kolor włosów. To
twój naturalny? – usłyszałam nagle ze strony Shizune.
Przytaknęłam i dalej spoglądałam
w swoje odbicie, grymasząc twarz.
- Ciekawe, jak wyglądałabym w
różowych włosach. – zachichotała i zaczęła krążyć po szpitalnej sali, w której
nadal się znajdowałyśmy. Miałam już dość tej bieli. Zirytowana chciałam
zakończyć tę rozmowę i liczyłam na to, że nie będę musiała tutaj mieszkać.
- Nie próbuj, jeszcze ten buc
pomyli ciebie ze mną i posłużysz jako karma do akwarium. W końcu musi mieć
gdzieś pijawki, bo one chyba tylko potrafią wysyać za niego esencję
życia. Chociaż według mnie to on jest jedną wielką pijawką i mieszka w takim
akwarium.
Zareagowała śmiechem.
- Nie osądzaj go źle. –
westchnęła – Jego narzeczona Yumiko jest w ciężkim stanie. Bardzo ciężko to
przeżywa. Zaczynała się rozkładać, ale daliśmy radę zatrzymać ten proces.
Testowaliśmy na niej leki, na co oboje wyrazili zgodę. Niestety coś poszło nie
tak..
- Poczekaj, mówisz, że
odkryliście lek..? – przerwałam jej. Widząc jej przerażenie poprosiłam o
kontynuowanie opowieści. Chociaż mnie to nie interesowało. Chciałam wiedzieć
wszystko o tym antidotum. Marne i niedopracowane, ale dam sobie z tym radę. Do
tej pory nie mieliśmy nic.
- Zaczęła wszystko.. rozwalać. Z
nieludzką siłą. Ciągle się denerwowała. Gołymi pięściami rozwaliła ostatnio
ścianę w jej sali, kalecząc sobie dłonie. Dzisiaj po przyjęciu leków dostała
drgawek i zaczęła toczyć się ślina z jej ust.. Mieliśmy małą bijatykę na
korytarzu. Próbowała wejść do twojego pokoju. Po tym przywiązaliśmy
ją do łóżka ale jak Sasuke przybył, bo go zaalarmowaliśmy to już nie było jej w
pokoju. Nigdzie jej nie ma.
- Jakich leków? Co jej podajecie?
Shizune. Nie wytrwam kilku dni bez wiedzy w tym temacie. Jeśli chcecie, żebym
wam pomogła to potrzebuje tych informacji w tym momencie. Muszę przestudiować
to zagadnienie, żeby zrozumieć problem i móc wam pomóc.
- Nie możemy o tym tutaj
rozmawiać. Ona jest na wolności. Musimy przenieść się na piętro -3 i poczekamy
na dalsze polecenia.
- Shizune, ja nie żartuję –
powtórzyłam.
- Sakura, zostałaś tutaj
ściągnięta tylko w celu pracy nad tym antidotum. Dowiesz się wszystkiego,
uwierz mi. – przerwał nam głos na korytarzu. – Ja już tym rzygam. Swoją drogą
cieszę się, że ciebie tu widzę. Same smutasy, pomijając Shizune. A tak naprawdę
to już robiliśmy zakłady, bo ściągneli też kilka naszych znajomych osób. Nawet
Shikamaru! To się nazywa wygrać tak na końcu świata.. - widząc jej zbereźne
spojrzenie wywróciłam oczami i pokazałam jej język. Musiała przebywać tu bardzo
długo. To tłumaczy brak jej odpowiedzi na messengerze od ponad miesiąca..
Stała w nich Temari. Blondwłosa
wariatka w kitkach, uwielbiająca chokery, kartkę, ciężkie buty i widoczne
pępki. Nie wyglądała jak doktorantka chirurgii onkologicznej. Moja koleżanka z
Uniwersytetu Pekińskiego. Uśmiech zagościł na mojej twarzy. Od razu podbiegła i
mnie przytuliła.
- Naprawdę myślałam, że już nigdy
się nie spotkamy. Nie dogadaliśmy się do końca z waszym uniwersytetem. Później
ci opowiem.. - szepnęła mi do ucha, nie chcąc aby Shizune to usłyszała.
Nie znałyśmy się dlugo. Poznałam
ją na konferencji naukowej na 4 roku studiów. Miałam okazję przygotować z nią
jeden artykuł pracując na Google Dysku, co było dość mało profesjonalnym
podejściem ale nie było nas stać na przedostanie się z Chin do Japoni i na
odwrót. Obie miałyśmy wielkiego pecha w swoim dzieciństwie i to nas mocno
połaczyło, stąd prowadziłyśmy internetową konwersację przesyłając zdjęcia
facetów i swoich staników. Jedyne co mogę stwierdzić, to zdecydowanie lepszy
zestaw studentów na jej roku. W końcu byli z Japonii, to oczywiste. Na mojej
uczelni dominowali Europejczycy, których uroda kompletnie do mnie nie
przemawiała.
- Shizune, mamy alarm od ponad
pół godziny. Nie zjadę bez was bo nie znam kodu i wolałabym tam trafić, bez
konieczności sprawdzania, czy aby na pewno nie jestem nośnikiem tej choroby.
Poza tym ten olbrzym stoi za ścianą i każe nam iść.
- Temari. Masz rację. Musimy iść.
Za chwilę pogadacie. Sakura – usłyszałam za sobą Shizune. To nie zabrzmiało
pokojowo.
- Idę. Nie mogę się doczekać
ruchu. Spałam tydzień i liczę na jakieś dobre jedzenie. Nie gardzę kroplówkami,
ale jakiś smak by się w końcu przydał. Trzeba mieć w końcu sporo siły do
ruszania.
- No się wie, kochana. Ciasteczka
czekają. Sakurcia jak zawsze w formie - roześmiła się Temari.
Wszyscy zebraliśmy się w wielkiej
sali, pod ścianą leżały kartony w których dostępne były przekąski. Mówili że
spędzimy tu sporą część wieczoru z uwagi na ucieczkę tej Yumiko. Na górze
trwały poszukiwania. Okazało się, że wszyscy doktoranci z Pekinu z roku Temari
zostali tu zabrani kilka dni po otwarciu. Poza nimi znajdowało się tu sporo
innych osób zakręconych w nauce, ale dominowały młodsze grupy wiekowe. W końcu
na świecie panuje śmiertelna epidemia.. Aż zrobiło mi się nie dobrze na myśl o
tym, że wśród tak małej garstki ludzi ktoś kiedyś każe wybrać mi potencjalnego
partnera. Wyjaśniono mi, że znajdujemy się gdzieś na południowej półkuli na
sztucznie usypanej wyspie. Miała kilkanaście zabezpieczeń obronnych i obrastały
ją ogromne, sztucznie zaprojektowane przez człowieka lasy. Z opowieści
zrozumiałam, że tego typu miejsca są również w innych częściach świata. Bogate
osoby próbowały się odizolować od całej reszty, zyskując poparcie władz i
zabierając ze sobą jednostki mogące cokolwiek wnieść do przetrwania na wyspie,
jej rozwoju oraz nauki. Mówi się, że nasze miasto zostało zbudowane jako jedno
z wielu. Nazywano ją Konoha, co oznaczało Wioskę Ukrytą w Liściach. To nieudany
suchar projektanta, który niestety nie doczekał swoich dni żeby tu przylecieć,
bo zdążył wykitować gdzieś w Indiach na tę przeklętą chorobę. Podczas kilku
godzin dowiedziałam się też, że są tutaj straszne podziały i generalnie jest
bardzo sztywno. Bogaci bawią się tu jak na wakacjach, mają swoich sługasów
którzy dziękują im za przetrwanie i są ich bezpłatną siła roboczą. Prezydent
Japonii i jego żona wraz z pozostałymi władzami próbują prowadzić dalej grę w
politykę, a pozostała reszta próbuje jakoś poukładać to wszystko w kupę.
- No i jeszcze jej dali coś,
czego nie robiliśmy - szepnęła Temari - Tylko nie mów, że to wiesz.
Zaciekawiona kiwnęłam głową na
zgodę.
- Pewnego razu otrzymaliśmy
paczkę. Super, że nikt nie zastanawiał się nad tym, dlaczego
instytucja poczty nie działa w takim miejscu jak Kohona bo to 2-tygodniowy
twór.. no dobra, teraz już mamy miesiąc. W środku było napisane, że to
wyleczy Yumiko więc grupa ekspercka pod prowadzeniem Kabuto wykorzystała tę
substancję wmawiając Sasuke, ze to stworzyli. W końcu Kabuto to kawał chujka,
który walczy tylko o swoją dupę. Jest strasznie cwany.. - widząc jej spojrzenie
zrozumiałam, że chyba obie go nie polubimy - Wracając do tematu gnicie
zatrzymało się, ale zaczęła zachowywać się bardzo nienaturalnie.
- Skąd ty to wiesz? - zapytałam
się.
- Wszyscy o tym wiedzą ale
panuje zmowa milczenia. Czekamy, aż samo się wyjawi i trafi na Kabuto. Tylko on
decydował o leczeniu jego narzeczonej. Myślę, że szybko do tego dojdzie bo od
wczoraj go nigdzie nie ma.
- Ale jaja. - podsumowałam.
- Jaja to się dopiero zaczną.
Patrz, kto przyszedł. - wskazała na drzwi. Stał w nich Sasuke. Był ubrany
ponownie w białą koszulę, której rękawy miał podwinięte do łokci. Lekko
rozpięta nadawała mu drapieżnego wyglądu. Był bardzo przystojny. Uwielbiałam
szatynów. Pod względem wyglądu zdecydowanie mój typ.
- Panie, panowie. Nie znaleźliśmy
Jej... Kabuto też nie. Macie minutę na to, żeby mi powiedzieć, gdzie on jest. -
zaczął krótko i zwięźle. - Podejść mi tu szybko, chcę widzieć każdego z was.
Nie będziecie dalej kłamać!
Nie było dyskusji. Patrząc się po
ludziach były różne reakcje. Niektórzy przerażeni od razu biegli do przodu i
stawali w rządku. Inni, tacy jak ja i Temari, ze spokojem szli za nimi i
ustawiali się gdzieś po bokach licząc na szybkie zakończenie tej szopki.
- Kabuto Yakushi. Gdzie jest? -
potwórzył.
Cisza. Gdybym wiedziała, to bym
powiedziała. Już wiem, że go nie lubię i bym to zrobiła.
- A może pani mi powie, gdzie ona
jest?
Dalej panowała cisza. Usłyszalam
obok siebie ciche " o kurwa" i zerknęłam w stronę Tematri. Ona
wpatrywała się na ziemię. W naszą stronę szedł Uchiha i patrzył się prosto na
mnie.
- Kabuto zniknął wczoraj. Z tego
co mi wiadomo, negatywnie wypowiadał się o pani przybyciu. Może to pani
sprawka?
- Wątpię, żebym miała na tyle
siły, żeby ciągnąc za sobą kroplówkę zaczarować go w dżdżownicę i zgnieść
nogą. Przykro mi, ale nie mam takich zdolności.
Nie odpowiedział.
- Też nie byłem za ściągnięciem
kogokolwiek z Uczelni Tokijskiej. Nie chcieli z nami współpracować. W ostatniej
chwili się zdecydowali. Aż tydzień temu, gdy panią przywieźliśmy pojawiła się
paczka. Kabuto od razu mi ją pokazał. Lek dla Yumiko prosto z waszego
Uniwerstetu.. I co mamy? Brak Yumiko! - ryknął.
Nie odpowiedziałam. Zrobiło się
za bardzo gorąco. Jednak jestem cykorem. Czułam, że zaczynają trząść mi się
dłonie. Za wiele wskazywało przeciwko mnie. Tsunade, pośmiertnie ciebie
przeklinam.
- Proszę za mną. - warknął i
wskazał na 2 wysokich ochroniarzy oraz drzwi, które otworzyli. Wychodząc
zerknęłam w tył. Masa ludzi zaczynała powoli łapać z powrotem oddech a Temari
cała blada wpatrywała się we mnie i próbowała łączyć ze sobą wątki. Jeśli to
namieszła moja uczelnia, to jestem w dupie.
- Sakura Haruno, urodzona 28
marca 1993 roku w brak. Rodzice brak. Miejsce zamieszkania Tokio. Wychowała się
pani w sierocińcu.. a tu nagle Tokio? Jak tego pani dokonała? - rozpoczął
lekceważącym tonem.
- Skoro tyle o mnie pan wie, to
może też mi opowie coś o sobie - spokojnie odpowiedziałam. Ten ruszył wysoko
brwiami i wrócił do czytania dokumentu. - Co pan wie o tym sierocińcu? Pewien
Uchiha lubił tam przyjeżdżać - kontynuowałam.
- Nie prowokuj mnie. - warknął. -
Gdybyś była mężczyzną, to udusiłbym ciebie już w szpitalu.
- To niech pan to zrobi. Od kiedy
Uchiha ma zasady w stosunku do kobiet - prowokowałam go. To był ten zły głos w
mojej głowie. Tak kończy się jego słuchanie.
- Jest za bardzo na czym zarzucić
oko. - skwitował i popatrzył się na mnie w taki sposób, że zrobiło mi się
niedobrze. To ktoś tu ma ponoć narzeczoną. A może to po prostu też zwykły facet
jak każdy inny. Wiadomo czym myślą w pierwszej kolejności. Tym bardziej na
takim odludzi. Po tym zdecydowałam się już być cicho, bo chyba za bardzo się
nakręcał.
- Proszę mi tylko powiedzieć, co
było tą substancją. Dlaczego Yumiko zachowuje się tak nienaturalnie.
Nie odpowiadałam. Żeby go nie
lekceważyć to utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy i próbowałam wyglądać
jak tępa blondynka która nie rozumie co się do niej mówi.
- Czekam na twoją odpowiedź,
Sakuro - powtorzył. A ja westchnęłam.
- Nie mam pojęcia. Musiałabym
zobaczyć tę substancję. Zbadać ją. Nie potrafiliśmy zbudować żadnych
przeciwciał i nie wierzę w to, że ta substancja pochodzi z Tokio. Tak o tym
myślę i zastanawiam się, czy to nie jest przypadkiem próba wrobienia mnie przez
tego waszego Kabuto. Skoro był taki przeciwny to może to on zamówił tę
przesyłkę własnie prosto z Tokio, ponieważ wiedział, że tam doleci ten
helikopter. A jeśli to pochodzi z zupełnie innego miejsca na Ziemi? - rzuciłam
monolog. To się zdziwił.
- Ufam Kabuto. Ale
oczywiście możesz zbadać tę substancję. Tylko nie wiem skąd wytrzaśniesz drugą
próbkę. Były tylko dwie, a jedna posłużyła do badań - skwitował.
Przerwało nam pukanie do drzwi.
- Zajęty jestem - Sasuke rzucił
do drzwi i wrócił wzrokiem w moją stronę - Jeśli chcesz z tego wyjść cało, to
zacznij współpracować.
Pukanie nie ustępowało. Zirytowany
Sasuke pozwolił na wejście.
- Sasuke! Itachi ją znalazł. -
wysapał białowłosy mężczyzna o niespotykanych fioletowych oczach. - Nie będę
owijał w bawełnę. Yumiko nie żyje.
- Zabiła się - powiedział drugi
głos, wchodzący za białowłosym. Bardzo podobny Sasuke, ale rysy jego twarzy
były bardziej ostre. Długie włosy opadały mu na oczy, jedna z brwi była lekko
ubrudzona zaschnięta krwią. Jego spojrzenie było równie puste. W dłoni
trzymał.. Zamknęłam oczy. To była głowa jakiegoś mężczyzny.
- Na jego polecenie. Mogę o tym
zaświadczyć. Mamy nagranie. I jego głowę, bo tylko tyle z tego zostało.
Saskue widząc to podszedł do barku
i wyjął pierwszy z alkoholi. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że znajdujemy
się w jakiejś kanciapie przypominające biuro. Chyba przesiadywał sporo czasu w
tym szpitalu bo nie chcę wierzyć w to, że mieszkał w tak
"spartańskich" warunkach.
- Saskue. Moje wyrazy
współczucia. - powiedział szatyn. - Proszę, nie rozpijaj się teraz. Mam pewne
obawy.
- Wypierdalajcie stąd wszyscy. -
przerwał mu Sasuke.
- Sasuke - powtórzył szatyn.
- Czy ty kurwa jesteś głuchy czy
głupi, Itachi? Bierz ludzi i tę różową. Wypierdalać mi stąd. Chcę zostać sam. -
po tym kopnął nogą w krzesło po czym pękła jego nóżka.
Długowłosy podszedł do mnie i nie
pytając złapał za ramię. Nie kłócąc się z nim podążyłam w stronę drzwi. Miałam
dość. Podsumowując dzisiejszy dzień wolałabym chyba w ogóle się nie obudzić. Ta
choroba to nie przypadek. Ktoś tym steruje. I pogrąża ostatnich ludzi próbując
wprowadzić tu zamieszanie. I nagle naszła mnie myśl. Tsunade musiała zostawić
mi gdzieś jakąś wiadomość.
- Idziesz? - powiedział do mnie
długowłosy odwracając się w moją stronę. Chyba Itachi, wnioskując po tym co
powiedział Sasuke. Spojrzałam mu prosto w oczy i skinęłam głową.
Pierwszy rozdział będzie jednym z krótszym. Lubię pisać dłuższe
zdecydowanie dłuższe teksty. Po krótkich zawsze osobiście czuję niedosyt i nie
chcę tego Wam robić. Liczę na to, że za jakiś czas ten świat, który kreuję
będzie bardziej zrozumiały. Zrozumiem, jeśli ten rozdział Was bardziej wnerwi
niż się spodoba. Dziękuję za przesłanie linków do blogów! Wieczorami będę
nadrabiać czytanie, buziaki i do przeczytania w kolejnym rozdziale! :)
Ale jaja.
OdpowiedzUsuńNo to na początku powiem tak, strasznie nie znoszę Sasukę. Naprawdę. Jego kanoniczna wersja, jak i ta początkowa (zanim uczucie go zmieni, nastąpi przełom etc., jeśli jest jednym z głównych bohaterów historii) w różnych ff;kach strasznie mnie irytuje. Tutaj też miałam chwilę, kiedy pomyślałam "oho, no i znowu mamy foszki pana Uchiha", ale cofam te słowa, bo mogę go zrozumieć. Strach o ukochaną osobę i niepewność jutra mogą wpłynąć podobnie na człowieka. W pełni rozumiem jego zachowanie, które jest napędzane lękiem i martwieniem się o każdy kolejny dzień, zwłaszcza, kiedy jego ukochana zaginęła.
Uchiha prowadzą burdel? No tym mnie ładnie zagięłaś xD Chociaż potrafię wyobrazić sobie Madarę jako burdel mamę (nie alfonsa xd).
Cieszę się, że Sakura i Itachi już się spotkali. Nie oczekuję wielkiego romansu od razu, ale fajnie, ze już jest, a nie nagle pojawi się w środku historii jak Filip z konopi.
A tak poza tym... To chciałam spytać, czy zawsze tworzyłaś pod tym nickiem? Parę lat temu siedziałam mocno w polskim fandomie Naruto i może nasze drogi skrzyżowały się już wcześniej.
Buziaki~
Okaaaay, znalazłam. Jak zwykle po czasie, taka już jestem xD
UsuńSzacowny nick Rosepha niestety nic mi nie mówi. Przepraszam bardzo :'(
Ale! Bardzo miło mi Cię poznać! Witaj ;3
Tworzyłam jako Rosepha ale blog, który był również o tej tematyce usunęłam z różnych przyczyn :< Mialam okazję stworzyć tez kilka jednopartowek we współpracy na blogu kimi, ale to bylo z 5 lat temu.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak długi komentarz! Myślałam, ze ten rozdział przyjmie sie gorzej, ale nie chcę przeciągać początku. Za bardzo rozbudowałam ten świat w którym się to dzieje i chce sprawnie Was w niego wprowadzić. Twoj blog z chęcią poczytam, ale aktualnie nie ma mnie w Polsce i pewnie w przyszłym tygodniu w końcu znajdę na to czas!
Kimi-san kojarzę. Też byłam współautorką na jej blogu przez krótki czas. Czyli jednak ten świat nie jest taki duży :D
OdpowiedzUsuńWróciłam. Na razie daje tylko takie znaki wokoło typu "Ahoj ludzie, ja żyję!" XD
OdpowiedzUsuńI przy okazji przeczytałam sobie rozdział. Gburowatosć Sasuk zawsze była wkurzająca, ale tutaj chociaż miała uzasadnienie - martwił się o ukochaną.
Ale że burdel? xD O rety, w tym wydaniu Uchihów jeszcze nie widziałam. :D
haha! :D ja dzisiaj tez wrocilam, w koncu do czytania, zaczęłam od Ciebie, to się zgrałyśmy :D
Usuń