Kolejna część staroci poniżej! Nie wiem, kiedy pojawi się nowy rozdział, bo przeprowadzka przede mną! ;<
Słowa bruneta
podziałały na mnie tak, jak kubeł z zimną wodą. Początkowo zamierzałam za nim
biec i dalej się wykłócać. Ale w końcu zrozumiałam, że to nie ma najmniejszego
sensu. Zrobiłabym tylko z siebie pośmiewisko i jeszcze bardziej oddaliła od
siebie szansę na poznanie celów bruneta.
Jego zachowanie
zaintrygowało mnie. Nie mogłam zrozumieć tego, jak można śledzić kogoś kilka
miesięcy z rzędu, a na koniec udawać, że nic się nie stało. Albo jest naprawdę
nieśmiałym mężczyzną, albo coś ukrywa. I jeśli to pierwsze się nie potwierdzi,
to nic nie stoi mi na przeszkodzie, aby troszkę poszperać wte i wewte.
- I jak? –
Usłyszałam pytanie. Unosząc głowę zauważyłam, że minął mnie Naruto. Z wielkim
uśmiechem na twarzy niósł plik wielu dokumentów. Pewnie po to, żeby znowu
podlizać się jakiemuś profesorowi. Ale, no właśnie! Przecież to Naruto
wspominał, że zna Itachiego.
- Do dupy –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Chowając dłonie w kieszeniach od spodni
oparłam się o ścianę i czekałam tylko, aż Naruto podłapie temat. Bez proszenia
go o nic można z łatwością wyciągnąć z niego dosłownie wszystko.
- Hę? – Rzucił i
automatycznie się zatrzymał. Łapiąc mocniej plik dokumentów podszedł do mnie i
bacznie mi się przyglądając czekał na wyjaśnienia.
- Zdążyłam oddać mu
szkicownik. No, ale… Potraktował mnie jak powietrze. Nie oczekiwałam, że od
razu zacznie skakać i wiwatować ze szczęścia, ale wiesz, coś takiego jak
dziękuję. – to, co mówiłam, nie było do końca zgodne z prawdą, ale nie
zamierzałam uświadamiać blondyna o tym, że jego znajomy śledzi mnie od dwóch
miesięcy. Niestety nigdy nie przykładałam większej uwagi do kultury osobistej,
dlatego bałam się, że Naruto wyczuje w tym jakąś ściemę. Z niepokojem
wyprostowałam się i nie unikając jego spojrzenia czekałam na odpowiedź.
- Hmm… - zaczął – To
było proste do przewidzenia. Sakura, zupełnie zapomniałem cię o tym uprzedzić.
Dla nieznajomych osób Itachi jest dość… niemiłą i gburowatą osobą. Nie złość się,
ale to nie typ chłopaka uganiającego się za dziewczynami.
Słysząc to
prychnęłam.
- Poza tym pewnie
oglądałaś ten szkicownik i się chłopak zawstydził – dodał z uśmiechem klepiąc
mnie po ramieniu. – Nie martw się. Pewnie, gdy znowu się spotkacie, będzie o
wiele milszy. Widzę przecież, że wpadł ci w oko.
- Naruto!
- No już dobra,
dobra. Tylko żartowałem – dodał ciszej. Po chwili jakby przypominając sobie o
czymś ważnym szybko wyjął telefon i klnąc pod nosem wyprostował się – Muszę
lecieć. Jiraya mnie zaraz zamorduje, jak nie przyniosę mu tych kartek.
- Naruto, poczekaj!
- Powiedziałam szybko, gdy się odwrócił. Nieźle go tym zaskoczyłam, ale nie
mogłam tego przepuścić. – Moglibyśmy się spotkać po lekcjach? Powiedziałbyś mi
więcej o Itachim? Proszę.
- Ha! – Ucieszył się
z błyskiem w oku. – Ja dobrze wiem, że on ci się podoba! No pewnie, że się
spotkamy. Jak chcesz, to mogę przyjść do tej kawiarni, w której pracujesz.
- Tak, może być –
Zgodziłam się czując ogromną ulgę. – To do zobaczenia. I powodzenia przy Jirayii!
- O tak, szczęście
to mi się na pewno przyda przy tym zboczeńcu. Na razie!
Po zajęciach, na
których po raz pierwszy nie pojawił się Itachi, szybko opuściłam uczelnię. Nie
chciałam, żeby, Naruto rozmyślił się czekając na mnie w kawiarni. Niestety,
blondyn miał różne dziwne pomysły i to było bardzo możliwe. Brak Itachiego też
nie dawał mi spokoju. Zajęć nigdy nie opuszczał. Nawet przed tą całą dziwną
sytuacją zawsze widywałam go na uczelni. Trochę głupio się z tym czułam. Miałam
wrażenie, że to przeze mnie. Może zrobił to, bo wiedział, że nie odpuszczę? To
logiczne, że dalej żądałabym wyjaśnień.
Do kawiarni weszłam
tylnym wejściem dla pracowników. Gdy tylko ubrałam biały, znienawidzony przeze
mnie fartuszek to ucieszyłam się widząc, że jestem pół godziny przed czasem. Z
uśmiechem na twarzy weszłam do głównego pomieszczenia, gdzie mieściło się
kilkanaście stolików.
- O, Sakura! Dobrze,
że cię widzę! – Usłyszałam zza baru. Gdy tam spojrzałam, to zauważyłam
machającą do mnie blondynkę.
- Cześć Temari. Ja
tylko… - Zaczęłam się tłumaczyć.
- Jakiś blondyn cię
szukał – Przerwała. – Mówił, że będzie na ciebie czekał w parku obok uczelni.
- Co? – Zdziwiłam
się. Przecież się tutaj umawiałam z tym idiotą. I jak ja teraz stąd wyjdę? Za
pół godziny mam zacząć pracę… Ach! Czemu on zawsze działa mi tak na nerwy?!
- Sakura, nie
denerwuj się tak. Widzę przecież, że to dla ciebie ważne. Z chęcią zostałabym
na twojej zmianie, ale dzisiaj wyjątkowo nie mogę. Ale może Yakku się
zgodzi.
- Na co mam się zgodzić?
– przerwał jej brunet, który właśnie wrócił z paroma zamówieniami.
- Yakku, bo wiesz,
jest taka sprawa – zaczęła Temari łapiąc go za ramię. Puszczając mi oko
pomachała wesoło w moją stronę.
- Dziękuję -
szepnęłam w jej stronę i kładąc fartuch barze szybko wybiegłam z kawiarni.
W parku znalazłam
się dość szybko. Gorzej było ze znalezieniem Naruto. W końcu zobaczyłam go, jak
leżał pod drzewem. Chyba nawet spał. To cud, że chciało mu się fatygować aż to
kawiarni.
- Naruto! –
Krzyknęłam i szybko do niego podeszłam. – Co ci znowu odwaliło? Dobrze, wiesz,
że miałam tam dzisiaj pracować!
- Sakurcia, spokój.
Przecież już tutaj jesteś, ja też tu jestem, więc, po co ta cała afera? –
Odpowiedział spokojnie leżąc dalej.
- Idioto… Dobrze
wiesz, co robię, gdy się zdenerwuję.
- No dobra. Wcale
nie chce mi się obgadywać z tobą Itachiego, ale skoro chcesz, to masz. Żeby
później nie było, że coś ci mówiłem – dodał z błyskiem w oku.
- Taa… Będziesz
pierwszą osobą, o której pomyśli, że cokolwiek powiedziałeś. A ja to
potwierdzę, jak będziesz dalej tak leżał.
Chwilę później
siedzieliśmy przy jakiejś fontannie. Ja z jednej strony ławki, a on z drugiej.
Żeby później nie było jakiś nieporozumień. Niestety na uczelni jest dość wiele…
nieżyczliwych osób.
- Itachi zawsze był
bardzo podejrzanym chłopakiem. Przynajmniej dla mnie. Gdy go poznałem, to
niewiele mówił i mierzył mnie tym swoim wzrokiem. Nie wiem, co dziewczynom się
w tym podoba. Moje oczy są ładniejsz… Auć! No dobra, przestań – przerwał, gdy
widział, że oberwie po raz drugi. – Znam go tyle lat, a do tej pory będąc z nim
sam na sam nie czuję się za dobrze. Mam wtedy wrażenie, że on wszystko o mnie
wie i nic przed nim nie uchowam. Okropne uczucie. Ale nie mówię, że nie da się
z nim pośmiać, popić czy nieźle bawić. Poczucie humoru to on ma. Jednak, za nim
zacznę mówić dalej, to wytłumacz mi, Sakura, dlaczego cię to interesuje? Ja
dobrze wiem, że masz głęboko w poważaniu chłopaków. I nie bez powodu się o to
pytasz.
- Ech… Nie powinnam
ci tego mówić – odparłam zmieszana. Ledwo przez myśl przechodziło mi
powiedzenie tego Hinacie. A co dopiero Naruto!
- Obiecuję, że nie
zrobię nic głupiego. – dla potwierdzenia dotknął się prawą dłonią w okolice
serca. Widząc to parsknęłam.
- Weź przestań. I
tak w końcu musiałabym ci to powiedzieć. Tylko nie wiem, od czego zacząć…
- Po prostu powiedz,
co on zrobił. A ja powiem ci resztę.
- Ale musisz mi
obiecać, że nigdy nikomu o tym nie powiesz, chyba, że ci pozwolę. – zażądałam.
Naruto przez moment
wpatrywał się w ziemię. Po ciężkim wdechu spojrzał mi w oczy
- To będzie
straszne, ale dobra. Nikomu nie powiem. A teraz mów.
- On mnie śledzi. Od
dwóch, albo już nawet trzech miesięcy. Codziennie aż pod moją kamienicę.
Przesiaduje też czasem w mojej kawiarni. Ostatnio, gdy przez przypadek się z nim
zderzyłam to wypadł mu jego szkicownik. Chciałam go mu oddać i oddałam, ale
wcześniej go przejrzałam. Było tam dużo szkiców, między innymi ja. To było
straszne. On jest jak jakiś chory prześladowca. A gdy się go zapytałam, o co w
tym wszystkim chodzi to wiesz, co mi powiedział? Powiedział, że im mniej wiem,
tym lepiej dla mnie!
Moje słowa mocno
zaszokowały Naruto. Dlatego cisza, która nastąpiła niezbyt mnie zaskoczyła.
Postanowiłam dać mu chwilę przerwy i nic nie mówić. Gdyby Hinata mi coś takiego
powiedziała to moim pierwszym ruchem byłoby znalezienie Itachiego. Nawet wbrew
jej woli.
- On? On cię śledzi?
– Zapytał. – Już jakiś dziwny szantaż by do niego lepiej pasował. Ale wierzę,
wierzę ci, Sakura. W końcu jesteś moją przyjaciółką... Czy komuś już to
mówiłaś?
- Nie. Nie mam
jakichkolwiek dowodów. – Odpowiedziałam z rezygnacją - A gdybym zaczęła je
robić, to na koniec wyszłoby, że to ja go prześladuję. Nie, dzięki.
- Z miłą chęcią bym
mu przyłożył. Nie torturuj mnie i mi pozwól. Proszę…
- Nie!– Niemalże
krzyknęłam. - Była umowa, że nie. Nie teraz. Może kiedyś… Na razie powiedz mi
wszystko, co o nim wiesz. Po tym pomyślę, co dalej. Bo ja tego nie zostawię. A
ty dobrze o tym wiesz.
- Itachiego
poznałem, gdy zacząłem chodzić do liceum. – Zaczął - Znałem go wcześniej z
widzenia, ale nigdy do niego nie zagadałem. I to nie z byle jakiego powodu. On
zawsze trzymał z takimi podejrzanymi typami, których unikał każdy. Poza tym
miałem już dobrych kumpli. Ale w liceum jakoś to minęło. Może dlatego, że tych
plotek już nikt nie brał na poważenie. Chyba nie miałaś okazji go poznać, bo w
tamtym czasie się przeprowadziłaś na drugi koniec miasta, pamiętasz to? I
zmieniłaś szkołę.
Doskonale to pamiętałam. To najgorszy epizod w moim życiu. Już lepiej wspominam kradzież wszystkich moich rzeczy w tym roku, niż to. Gdy byłam młodsza, wcale nie miałam tak krucho z kasą. Moja mama była księgową, a ojciec prowadził warsztat samochodowy. Wszystko było ładnie i pięknie, dopóki pewnego dnia nie podpalono mi domu. Warsztat i cały nasz dobytek spalono. Dzięki temu wylądowaliśmy w starym, rozlatującym się mieszkaniu w najgorszej części miasta. Przez to nie mogłam iść do liceum do którego szedł każdy kogo znałam, bo po prostu nie było na to pieniędzy. A co najgorsze – nigdy nie znaleziono sprawców i nie wyjaśniono, co było tego powodem. Ja zawsze uważałam, że to nie był przypadek, ale moi rodzice zawsze mnie zbywali mówiąc, że mam za bujną wyobraźnię.
Doskonale to pamiętałam. To najgorszy epizod w moim życiu. Już lepiej wspominam kradzież wszystkich moich rzeczy w tym roku, niż to. Gdy byłam młodsza, wcale nie miałam tak krucho z kasą. Moja mama była księgową, a ojciec prowadził warsztat samochodowy. Wszystko było ładnie i pięknie, dopóki pewnego dnia nie podpalono mi domu. Warsztat i cały nasz dobytek spalono. Dzięki temu wylądowaliśmy w starym, rozlatującym się mieszkaniu w najgorszej części miasta. Przez to nie mogłam iść do liceum do którego szedł każdy kogo znałam, bo po prostu nie było na to pieniędzy. A co najgorsze – nigdy nie znaleziono sprawców i nie wyjaśniono, co było tego powodem. Ja zawsze uważałam, że to nie był przypadek, ale moi rodzice zawsze mnie zbywali mówiąc, że mam za bujną wyobraźnię.
- Później zaczęły
się wspólne imprezy, wagary. Ogólnie to trzymaliśmy ze sobą. Ale zawsze w tym
Itachim było coś, czego nie mogłem rozgryźć. Coś ukrywał przed resztą. Nie chcę
tego mówić, ale obiecałem, że powiem ci wszystko. Zaraz po pożarze w twoim domu
ktoś kiedyś powiedział, że widział w pobliżu Itachiego i tę całą bandę. Wtedy
uważałem to za zwykłe plotki, bo przecież jeden z ich grupy mieszkał niedaleko
ciebie. Ale teraz… Myślę, że mogłabyś się temu przyjrzeć. A ja, jak chcesz,
pogadam z innymi i dowiem się więcej. Bo więcej już nie wiem. Przykro mi.
Po tej rozmowie,
dogadaniu się z blondynem, że co dwa dni będzie się ze mną kontaktował w
sprawie Itachiego i obiecaniu, że nie będę robić nic głupiego, popadłam w
melancholię. Starałam się jakość rozgryźć tę sprawę i powiązać te fakty, ale mi
to nie wychodziło. Wersja Itachiego-Prześladowcy była lepsza niż ta, którą
uświadomił mi Naruto. Poza tym kompletnie nie pamiętałam Itachiego z czasów
dzieciństwa. A co do pożaru to zawsze uważałam, że zrobił to jakiś mechanik z
konkurencyjnego warsztatu.
Nienawidziłam
przypominać sobie dnia pożaru, ale nawet to nie pomogło. Pamiętam, że kilka dni
wcześniej pod moim domem stał dziwny samochód z przyciemnianymi szybami, ale
się tym nie przejęłam. Moi rodzice chyba
też, skoro te ostatnie dni w moim domu były bardzo spokojne. A później okropny
dym i krzyk mojej mamy. Na szczęście nic się nam nie stało i wyszliśmy z domu
cało.
Nagle z zamysłu
wyrwał mnie dźwięk telefonu. Myślałam, że to Naruto. Już się nawet ucieszyłam,
ale widząc napis ‘mama’ lekko się zdenerwowałam. Ona nigdy nie dzwoniła bez
powodu.
- Tak?
- Sakura? Wszystko u
ciebie dobrze?
- No tak. Po staremu
– odparłam powoli. To było podejrzane. W głosie mojej mamy wyczuwałam strach.
- To się cieszę –
dodała z ulgą – Nie byłabyś zła, gdybym odwiedziła cię w tym tygodniu? Mam ci
coś ważnego do powiedzenia. Niestety to nie sprawa na telefon.
- Tak, możesz wpaść.
Od dwóch lat staram się, żebyś odwiedziła mnie z tatą, ale wam nigdy się nie
chciało. A co tam u taty ciekawego?
- U..u taty? Jest w
porządku. – Odpowiedziała dziwnie cicho. Czyli jest źle i coś się stało.
- To może ja was
odwiedzę? Dawno nie byłam w domu – zagaiłam.
- Nie! To znaczy…
Nie obraź się, proszę, ale szkoda, żebyś traciła czas na przyjazdy i odjazdy…
- Czyli przyjedziesz
z tatą?
- Nie. Przyjadę
sama. Tato nie ma jak. Pracuje.
- Hmm… Dobra, to
przyjedź sama. Pa – dodałam cicho, gdy mama bez słowa się rozłączyła i w słuchawce
rozbrzmiało pikanie.
Po tym zdecydowałam
jak najszybciej wrócić do kawalerki, spakować się i wrócić do rodzinnego
miasta. Moja mama zawsze słynęła z długich rozmów i jeszcze dłuższych pożegnań.
To przed chwilą było znakiem tego, że od dłuższego czasu działo się coś
niedobrego. I jeszcze ta sprawa z Itachim... To chyba prawda, że dobre rzeczy
nie dzieją się kolejno, ale złe owszem. Mijając ostatnie skrzyżowanie poczułam,
że zaczyna padać. Przyspieszyłam i po chwili znalazłam się na korytarzu. Szybko
wbiegłam na moje piętro i jeszcze szybciej zwolniłam, gdy zobaczyłam, że ktoś
stoi przed moim mieszkaniem. To nie mógł być Naruto ani Hinata. Nikt z nich nie
ubierał się na czarno. Ale było za późno na jakiekolwiek zawrócenie, czy
schowanie się u sąsiadów z którymi miałam na szczęście dobry kontakt.
Nieznajomy patrzył się prosto na mnie opierając się o moje drzwi, które były
otwarte. Dziwne, że nie wszedł do środka i nie zaczekał w środku.
- Nigdy nie wracałaś
po 22. Już myślałem, że coś ci się stało – powiedział nieznajomy.
- Itachi. -
szepnęłam. Poznałam ten głos. Tylko on mógł też wiedzieć, kiedy wracam... - Po
tym, co mi nagadałeś masz jeszcze czelność nachodzić mnie o tej porze? –
warknęłam po chwili, chociaż tak w głębi duszy byłam przerażona.
- Musimy pogadać. -
zaczął - To ważne. Obiecuję, że po tym
dam ci święty spokój. I całkowicie zniknę z twojego życia.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńProsze o linki do blogów w odpowiednim miejscu. Dziekuje ;)
Usuń