Witajcie Kochane,
odkryłam dzisiaj swoje stare
jednopartówki. Opowieści są dwie, jedna aż 7-częściowa. Okazało się, że przed
nickiem Rose (Rosepha) było Michiru
San <w środku link> Jeśli ktoś z Was to
kojarzy to liczę na info, bo wydaje mi się, że nie współpracowalam tylko z Kimi
jeśli chodzi o jednopartówki. Nie potrafię sobie nic przypomnieć, bo to było w latach 2012-2014 a później już nic nie czytałam aż do 2019.. Zdecydowałam się publikować wszystko o tematyce
ItaSaku na tym blogu. Nie chcę rozdziabywać wszystkiego na jakieś osobne
domeny, spis treści jest więc nie powinno być problemu z wyszukiwaniem na
blogu. Mam czasem różne inne pomysły i lubię mieć chwilową odskocznię od
danej historii - spróbuję wszystko udostępniać tylko na jednym blogu, dla
Sasu-Saku mam już zarezerwowaną domenę (another-story-of-sasusaku) XD więc w
przyszłości może też tu cosik Wam udostępnię. A tymczasem 1 część leci na
dole.
Odnośnie głównej historii:
aktualnie czeka mnie sesja i przeprowadzka, więc może w lipcu coś się pojawi
:(
SZTUKA MIŁOŚCI (ITASAKU) part. 1
Dźwięk budzika szybko postawił mnie na nogi. Jeszcze
szybciej biorąc do dłoni moją komórkę upewniłam się tylko w jednym – znowu
zaspałam. Klnąc pod nosem po omacku szukałam na ziemi czegokolwiek nadającego
się do wyjścia poza moją zrujnowaną kawalerkę. Chociaż zrujnowana to mało
powiedziane. Ale nie miałam innego wyjścia.
Nazywam się Sakura Haruno i mam 22 lata. Od trzech lat
studiuję, a tak właściwie to powinnam. Niestety na to mnie nie stać. Moi
rodzice ledwo utrzymują się sami, dlatego nigdy nie miałam im tego za złe, że
nie wsparli mnie ani razu po moim wyjeździe do Tokyo. Chociaż często
zazdrościłam innym. Zmartwienia większości moich znajomych to brak kasy na
alkohol czy fajki albo zbliżające się sesje. Natomiast ja ledwo wiązałam koniec
z końcem i ostatkiem sił pozostawałam w Tokyo. A wiadome jest, że przetrwanie
tutaj w dogodnych warunkach jest równe cudowi. Dlatego moja kawalerka z
odpadającym tynkiem i nieszczelnymi drzwiami nie jest jakąś tam karą. To po
prostu mobilizacja do cięższej pracy.
Na początku roznosiłam ulotki, później pracowałam w
Pizzerii. Przez te dwa lata nie miałam stałej pracy. Ciągle ktoś tylko mnie
oszukiwał, albo chciał wykorzystać. Nawet osoby, których ufałam na sam koniec
okazywały się osobami nie wart zaufania. Tak było z moją ostatnią
współlokatorką. Lei wydawała się całkiem spokojna. I przez ten jej spokój nie
zauważyłam, jak wynosiła większość mojej skromnej wypłaty oraz wszystko to, co
zdołałam za nią kupić. Dlatego mieszkam teraz sama i nie mam zamiaru ponownie
robić tego błędu.
- Sakura, znowu się spóźniłaś! Nie możemy tyle razy
przekładać zajęć! To ma być ostatni raz! – Usłyszałam to od razu po wejściu na
uczelnię. Mimo tego, że już tutaj nie studiowałam to udało mi się znaleźć
pracę. Ale nie, jako sprzątaczka czy wykładowca. Po prostu pozuję dla wydziału
Sztuk Pięknych.
Początkowo było to dla mnie dość krępujące. Siedząc
półnago na środku sali i czując spojrzenia studentów czułam się bardzo źle. W
miarę czasu przyzwyczaiłam się do tego. Dzięki temu po południu mogłam iść do
jeszcze innej pracy, a dwie wypłaty dla osoby takiej jak ja to naprawdę dużo. W
końcu sama wymyśliłam sobie Tokyo, więc teraz muszę sobie jakoś radzić.
- Wszyscy na ciebie czekają. Ciesz się, że jeszcze
tego nigdzie nie zgłosili. Dobrze wiesz, że mają określony czas na te zajęcia –
upomniała mnie ponownie blond włosa kobieta. Nazywała się Tsunade. To dzięki
niej znalazłam tę pracę. Tej kobiecie chyba naprawdę zależy na tym, żebym w
końcu wróciła na uczelnię, jako studentka. Przecież byłam najlepszą uczennicą
na roku.
Kilka minut później siedząc pośrodku sali popadłam w
melancholię. Często tak miałam, gdy widziałam w ogół siebie twarze pełne pasji
i marzeń. Poza tym wieczne pytania dotyczące tego, dlaczego przerwałam naukę…
Początkowo było mi z tym ciężko, ale w końcu się do tego dostosowałam.
Obiecałam sobie kiedyś, że zostanę lekarzem. A marzenia to największa
mobilizacja w życiu.
Siedząc pośrodku sali miewałam jeszcze jedno
zmartwienie. To był mój najnowszy problem, z którym nie miałam zielonego pojęcia,
jak sobie poradzić. Był nim o n .
Wpatrując się w niego widziałam, z jak wielkim wysiłkiem przerysowuje mnie na
papier. Dzisiaj szkicowali ołówkami. Widziałam, jak co chwilę łamie swój
i mimo prób zastrugania go efekt był ten sam. Od pierwszych zajęć wiedziałam,
że ten czarnowłosy chłopak jest jakiś inny. Wszyscy traktowali mnie, jako coś
do przerysowania. To była dla nich zwykła praca. A on…
Po pierwszych zajęciach szedł za mną tylko do pokoju,
w którym się przebieram. Zwyczajnie to olałam. Po kilku zajęciach zaczął
śledzić mnie aż do mojego mieszkania. I tak od dwóch miesięcy. Dzień w dzień.
Ostatnio zauważyłam, że nawet w weekend przesiaduje w parku, który widzę przez
okno. Na szczęście tylko mnie obserwuje. Dlatego staram się tym nie przejmować.
Jednak nigdy nie wiadomo, co mu może strzelić do głowy. Poza tym mógłby,
chociaż mi się przedstawić. Nie znam nawet jego imienia…
Gdy zajęcia się skończyły to, czym prędzej opuściłam uczelnię.
Spiesząc się do drugiej pracy mijałam wielu roześmianych studentów. Minęłam też
jego. Jak zwykle miał na sobie czarną rozpinaną koszulę i szare, poplamione
farbą jeansy. Zimny wiatr, który zapowiadał zbliżającą się od rana burzę
niesamowicie igrał jego długimi, ciemnymi włosami spiętymi w kitkę. Może to i
mój prześladowca, ale urodę to on miał. Gdyby zachowywał się normalniej
to może i bym do niego zagadała. Kto wie?
Trzymając mocno szkicownik pod pachą rozmawiał ze
znajomymi do chwili, w której mnie zauważył. Po tym przerwał i chwilę później
ruszył za mną trzymając się odpowiedniej odległości. Doskonale wiedział, dokąd
zmierzam. Moja druga praca mieściła się w małej kawiarni. Czasem nawet tam
przesiadywał, co nieźle mnie dekoncentrowało. Słysząc grzmienie przyspieszyłam.
Chwilę później znalazłam się przy przejściu dla
pieszych czekając na zielone światło. Z niepokojem spoglądałam na niebo.
Panicznie bałam się burzy. To trochę dziecinne, ale nic na to nie poradzę. Gdy
zielone światło się zaświeciło, to odetchnęłam z ulgą i ruszyłam.
- Czy on zwariował?! – Krzyknęła kobieta stojąca obok
mnie. Początkowo myślałam, że to ona zwariowała. Ale gdy ujrzałam przed sobą
pędzącego rowerzystę, który nie patrzył, gdzie jedzie to zmieniłam zdanie. W
ostatniej chwili odsunęłam się na bok. Niestety przez przypadek kogoś
popchnęłam. I nie uniknęłam upadku.
- Przepraszam! – Przerażona krzyknęłam w stronę
mężczyzny, który razem ze mną upadł na ziemię. Ale chyba tego nie usłyszał.
Było zbyt głośno. I mijało nas zbyt wiele ludzi, którzy nie zważali na to, czy
ktoś leży na ziemi. Z pewnością nie chciał być poturbowany po raz drugi. Gdy w
końcu zrobiło się mniej tłoczno to wstałam i wolnym krokiem podeszłam do
mężczyzny, który dalej siedział na chodniku. Bałam się, że coś mu zrobiłam. W
końcu to ja go przewróciłam.
- Naprawdę pana przepraszam. Nie zauważyłam pana, bo
przestraszyłam się tamtego rowerzysty – zaczęłam się tłumaczyć nieznajomemu,
który z pewnością dalej mnie nie słuchał. Ale… zaraz, zaraz. Ja go znam! Zawsze
rozpoznałabym śledzącego mnie chłopaka. Czarne, spięte w kitkę włosy. Ta
koszula. Gdy tylko mężczyzna na mnie spojrzał to cofnęłam się o krok do tyłu.
Otwierając szerzej oczy zaniemówiłam. On też nic nie powiedział. Ale jego wzrok
wiele tłumaczył. Też był zdziwiony. A nawet bardziej, niż zdziwiony. Zamykając otwarte
usta zdecydowałam się podejść z powrotem i zaoferować mu pomoc. Jednak on jakby
zgadując to, co chcę zrobić szybko wstał i skierował się w stronę uczelni.
- Ale.. – szepnęłam zawiedziona. Brunet szybko zniknął
mi z oczu w tłumie ludzi. Przecież chciałam mu tylko pomóc. A on sobie poszedł
całkowicie mnie zbywając. Nie próbowałam go nawet gonić, to nie miało
najmniejszego sensu. Jednak, gdy ktoś śledzi drugą osobę przez kilka miesięcy
to chyba powinien mieć w tym jakiś cel. Czując narastającą ciekawość spojrzałam
po raz ostatni na miejsce, na którym wcześniej siedział brunet. Zauważyłam
szkicownik. Szkicownik, który brunet codziennie ze sobą nosił. Podekscytowana
przy nim kucnęłam, wzięłam go ręki i rozpoznałam poplamioną przez zieloną farbę
okładkę. Tak jak myślałam, brunet o nim zapomniał. Uśmiechając się do siebie
mocniej go ścisnęłam i zadowolona ruszyłam w kierunku kawiarni.
Gdy tylko zamknęłam drzwi mojej kawalerki to od razu
pozbyłam się mokrej bluzki. Po pracy złapał mnie deszcz, a nie mając parasolki
i zapominając kurtkę w pracy nie można być nieprzemokniętym. Kilka minut
później stojąc pod prysznicem starałam się sobie wszystko poukładać, ale mi to
nie wychodziło. Dzisiejsze spotkanie z brunetem całkowicie wywróciło wszystko
do góry nogami. Gdybym nie upadła, to brunet dalej chodziłby kilka metrów za
mną i niczym bym się nie przejmowała. A tak jestem pełna domysłów i ciekawości.
Nigdy nie zastanawiało mnie tak bardzo jak teraz, dlaczego ten chłopak to robi.
Nigdy nawet nie zamierzałam się go o to spytać. Doszłam kiedyś do wniosku, że w
końcu mu się to znudzi. Ale teraz po tym zdarzeniu nie mogłam tego zostawić bez
wyjaśnienia. Ten chłopak coś ukrywa. A ja nie zostawię tego bez wyjaśnienia.
Nie po jego ucieczce.
Wychodząc spod prysznica owinęłam się ręcznikiem i
wyszłam z łazienki. Siadając na łóżku spojrzałam na leżący na nim szkicownik.
Bałam się go otwierać. Mimo ogromnej ciekawości bałam się, że znajdę tam coś,
co wszystko wywróci jeszcze bardziej. Ale już nigdy nie będę miała takiej możliwości.
Brunet szybko zauważy brak szkicownika, który musi być dla niego bardzo cenny.
Biorąc głęboki oddech i zamykając oczy zebrałam się w sobie, po czym otwierając
oczy z powrotem rozsiadłam się wygodniej ze szkicowaniem w ręku. Otwierając
pierwszą stronę zauważyłam bardzo ładne pismo.
Własność: Itachi Uchiha
A więc nazywasz się Itachi? Nie spotkałam się nigdy z
takim imieniem. Powtarzając powoli kilka razy jego imię otworzyłam kolejną
stronę. Zobaczyłam szkic martwej natury. Kilkadziesiąt stron dalej szkic
jakiegoś mężczyzny, który również pracował na uczelni, jako model. A po nim ja.
Tylko, że oprócz szkiców z zajęć byłam tam też ja wracająca do domu i
roznosząca kawę w kawiarni. Marszcząc czoło przewertowałam kartki do końca.
Ostania strona przedstawiała dzisiejszą lekcję. Ja w bieliźnie. Nie chciałam
popadać w jakiś samo zachwyt, ale to było naprawdę piękne. Wszystko wyglądało
tak realistycznie. Doskonale oddał wyraz mojej twarzy. Byłam wtedy dość spięta
i poddenerwowana, bo było mi zimno. Jejku, koszmarnie wyglądałam. I ta
delikatna kreska. A na zajęciach tak się denerwował.. Zamykając szkicownik
odłożyłam go obok. Czując pustkę w głowie położyłam się i westchnęłam. Dobrze
wiedziałam, że ta noc będzie nieprzespana. Moje myśli nie dadzą mi spokoju…
- Itachi, w co ty grasz?
Następnego dnia czułam się koszmarnie. Tak jak
sądziłam, nie zmrużyłam oka ani raz. Tylko przewracałam się z miejsca na
miejsce, aż w efekcie spędziłam noc przy telewizji. Dlatego kawa, której nie
cierpię jest dzisiaj jedynym rozwiązaniem.
- Cześć Sakura! Co ty tak szybko dzisiaj? Nie miałaś
być dopiero o 10? – przywitała się ze mną roześmiana granatowowłosa. Jej długa
grzywka prawie zasłaniała jej niespotykane białe oczy. Celowo ją zapuszczała,
bo ciągłe robienie jej zdjęć przez obcych ludzi już zaczynało doprowadzać ją do
szału. – I od kiedy pijesz kawę? – Dodała zdziwiona. Przyglądając się mi bliżej
westchnęła – Znowu nieprzespana noc? Zupełnie jak kiedyś… Wracasz na
studia?
- Nie. Może w przyszłym roku. – odpowiedziałam. Po tym
zawiedziona brunetka znowu spuściła głowę. Byłam z nią na pierwszym roku
medycyny. Od razu się ze sobą zgadałyśmy i wszędzie razem chodziłyśmy. Nawet
wynajmowałam z nią mieszkanie. Można powiedzieć, że się z nią przyjaźniłam. Ale
gdy zaczęły się moje problemy z pieniędzmi to nie chciałam jej w to mieszać.
Dlatego w pewien sposób ją zraniłam, bo tak nagle bez słowa się od niej
odsunęłam. Na szczęście Hinata mi to wybaczyła.
- Jejku. To, co się stało? – Zapytała zmartwiona
łapiąc mnie za ramię.
- Długa historia.
- Sakura – dodała ostrzej – Wiesz, że możesz mi
zaufać.
- Czołem! – Przerwał jej blondyn, który nieźle mnie
wystraszył. Zawsze wyskakiwał tak znienacka... Marszcząc czoło spojrzał na
Hinatę. – Znowu ci przerwałem?
- Tak. Ty i te twoje wyczucie czasu – westchnęła, po
czym chłopak pocałował ją w policzek. Naruto był jej chłopakiem, w co nikt by
nigdy nie uwierzył, gdyby ich nie znał. Nieśmiała dziewczyna i pozytywnie
zakręcony świr? Miłość nigdy nie wybiera.
- A co się stało? – Zapytał patrząc na mnie.
- Problem z chłopakiem. Ale nie w tym sensie, co
myślisz, Naruto. – Dodałam, gdy zobaczyłam zboczony uśmiech na jego twarzy - Po
prostu to zbyt skomplikowane, żeby wam o tym mówić.
- Sakura… - zaczęła Hinata.
- No niech wam będzie. Po prostu powiedźcie mi, czy
znacie Itachiego Uchihę. To mi na pewno pomoże.
- Itachi? Szukasz Itachiego? – Zdziwił się Naruto.
- Tak. Skąd ty go..
- O, właśnie tutaj idzie. – Dodał szczerząc się w
kierunku bruneta. – Cześć Itachi! – Krzyknął. Brunet w odpowiedzi skinął mu
głową i idąc dalej całkowicie olał mnie i Hinatę.
- Ech.. Chyba ma dzisiaj zły humor. No, ale skoro go
szukałaś, to za nim idź. Będzie dobrze. Zaufaj mi – uśmiechając się klepnął
mnie w plecy.
Nawet się z nimi nie pożegnałam, bo brunet
zadziwiająco szybko zniknął mi z oczu. Czym prędzej za nim pobiegłam. Biegnąc
upewniłam się, czy aby na pewno schowałam do torby jego szkicownik. Na
szczęście tam był, dlatego skupiłam się na drodze. Itachi był na drugim
piętrze. Siedział przy oknie i przepisywał jakieś notatki. Początkowo bałam się
do niego podejść i stanęłam kilka kroków od niego. Niestety mnie nie zauważył,
tylko dalej przepisywał notatki. Straszliwie się denerwując powoli do niego
podeszłam. Gdy się przy nim zatrzymałam to czułam, że serce podejdzie mi zaraz
do gardła. A co, jak on coś mi zrobi? A jeśli on jest na mnie zły? Przy Naruto
nie zrobił zbyt dobrego wrażenia…
Gdy wróciłam do rzeczywistości to przestraszył mnie
wzrok bruneta. Moja podświadomość krzyczała, żeby rzucić w jego stronę
szkicownikiem i jak najszybciej stąd zwiać. Ale jego wzrok nie był aż taki
straszny. Sprawiał raczej wrażenie dość mocnego szoku.
- Hej – zaczęłam sztywno – Ostatnio na ciebie wpadłam
i upadłeś… Zapomniałeś swojego szkicownika. Dlatego chciałabym ci go oddać.
Mówiąc to wyjęłam go z torby i
pokazałam brunetowi. Miałam wrażenie, że cicho westchnął, jakby z ulgą. Gdy
podałam szkicownik w jego stronę to brunet szybko go złapał. Ale nie
zamierzałam mu go tak łatwo oddać. Itachi chyba tego nie zrozumiał, bo próbował
mi go wyrwać.
- Za nim ci go oddam to żądam wyjaśnień.
- To moja własność – odpowiedział. Nie sądziłam, że w
końcu się do mnie odezwie. Przez to nieco rozluźniłam uścisk i szkicownik
wrócił do bruneta.
- Oddawaj to – dodałam głośniej.
- Dziękuję – odpowiedział Itachi jakby nie słuchając
tego, co do niego mówię.
- Żądam wyjaśnień! Nie życzę sobie, żebyś mnie
śledził. Mógłbyś, chociaż mi wytłumaczyć, po co to robisz?
- Muszę iść na wykład – powiedział ciszej.
- Nie zmieniaj tematu. – Warknęłam.
- Sakura – uciszył mnie kładąc swój palec na moje
usta. Przybliżając się bliżej do mojej twarzy szepnął – Im mniej wiesz tym
lepiej dla ciebie. – po czym biorąc notatki i szkicownik pod pachę zniknął w
korytarzu zostawiając mnie samą z kolejnymi pytaniami.
❤️
OdpowiedzUsuńTylko bym Cię skojarzyła po starym Nisku i cieszę się że wracasz. Będę miała co czytać w wolnej chwili:) życzę powodzenia
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego on się zmienił na bloggerze bo zmieniłam tylko na YouTube i nagle całość poszła, aż się przyzwyczaiłam. Dziękuję za przybycie i buziole ;*
Usuń