Nie zadawałam pytań. Z otwartymi ustami wpatrywałam się w
nieznajomego niezdolna wydać ani jednego dźwięku. Mężczyzna, bardzo zbudowany i
wysoki przeraził mnie. Patrzył na mnie spod byka i wskazał ręką na wyjście. W
milczeniu za nim pomaszerowałam.
- Rusz
się, kurwa! Nie mamy czasu – Ryknął w moją stronę, gdy wyszłam z obskurnego
pomieszczenia. Moja rana go nie interesowała. Gwałtownie popchał mnie do
przodu, po czym syknęłam i kuśtykając starałam się dorównać mu kroku.
Miałam
wrażenie, że minęła wieczność, zanim doszliśmy na miejsce. A pokonaliśmy
naprawdę krótką trasę. W środku kolejnego pomieszczenia nie było nikogo wbrew
temu, co przypuszczałam zastać. Byliśmy sami.
- Ty tu
zostajesz – Burknął pod nosem – Szef zaraz przyjdzie. – Dodał uważnie mi się
przyglądając. Widocznie starał się rozkminić, co ja w ogóle tu robię, po czym
popchnął mnie do środka i trzasnął drzwiami.
Od razu
padłam na kolana i się rozpłakałam. Głównie z bólu, bo upadkiem przygniotłam
swoją ranę i pewnie jeszcze bardziej ją zmasakrowałam. Byłam na skraju paniki.
Chciałam, żeby ta cała sytuacja była tylko bardzo złym snem i żeby wszystko
wróciło do normy. Pochlipując oparłam się o ścianę i zamknęłam oczy, żeby się
uspokoić i zacząć trzeźwo myśleć. Musiałam coś wymyślić. Nie mogłam tu
zostać!
Nie
zdążyłam. Drzwi otworzyły się bardzo szybko i światło zapaliło się.
Pomieszczenie już nie było takie odpychające. Zauważyłam, że w kącie leżały dwa
krzesła, a na przeciwko mnie było małe okienko. Do środka wszedł dość niski
mężczyzna. Był stary, zmarszczki zdobiły całą jego twarz.
- Witam
– zaczął błądząc wzrokiem po pokoju. Po chwili zatrzymał się na mnie.
Zareagował dość dziwnie. Jego wyraz twarzy sprawiał wrażenie troski. Od razu
przy mnie kucnął i przyjrzał się mojej ranie. Skrzywił się.
- Pewnie
boli – raczej stwierdził, niż zapytał – Pomogę pani wstać i usiąść na krześle –
zaproponował. Podał mi swoją dłoń i pomógł mi wstać. Syknęłam, ale jakoś dałam
radę dojść do krzesła.
- Mam
nadzieję, że nazywa się pani Sakura Haruno i nie doszło do
nieporozumienia.
- Tak?-
Wydukałam – A pan to kto?
- Danzo – odparł – Dla pani jestem
Danzo – uśmiechnął się, co bardzo go odmłodziło. Patrząc się na mnie poprawił
swój czarny, idealnie leżący na nim garnitur. Po tym usiadł na krześle, które
postawił naprzeciwko mnie.
- Pewnie
zastanawia się pani, co tu robi, prawda? – Zapytał. Nie czekał na moją
odpowiedź. – Znajduje się tu pani z jednego powodu. Ma pani coś, na czym mi
bardzo zależy. Pewną cyfrę, numer, szyfr..
Wciągnęłam powietrze. Dalej nic nie mówiłam i zaczęłam unikać jego wzroku.
- Jak
pani zapewne wie, zrobię wszystko, żeby to zdobyć. Nie musi się pani
stawiać. Szkoda na to pani czasu. Nie wiem, czy jest pani świadoma tego,
co oznacza to, czego szukam. Z chęcią to pani wyjaśnię.
Mężczyzna wstał, po czym zaczął spokojnie spacerować naokoło pokoju, a ja
poczułam napływającą panikę po raz kolejny w ciągu tych kilku minut.
- Pani
świętej pamięci ojciec ukradł kiedyś ciężko zarobione pieniądze kilku
powiązanych ze sobą osób.
Słysząc
to poczułam ukucie w sercu. A więc mój ojciec naprawdę nie żyje.
- To
było bardzo złym posunięciem – kontynuował – Ale muszę przyznać, że wykazał się
dużym sprytem! Przez niemal 15 lat nie wiedziałem, co się z nim dzieje. Nie
wiedziałem nawet, czy te pieniądze jeszcze gdzieś są. A tu, proszę, pani
okazuje się, że pani ojciec przebywa w Japonii i ma piękną żonę i dziecko… Sama
pani rozumie, nie mogłem pozwolić na to, aby ten człowiek dalej istniał. Ale
nie mogłem pozbyć się go też tak od razu. W końcu pieniądze, które ukradł… Ta
astronomiczna suma była i jest zbyt cenna.
Podpalenie
pani domu było tylko ostrzeżeniem dla pani ojca. Pani ojciec wiedział, że nie
może uciekać do Ameryki, bo wszystko stracił, a pieniądze, które gdzieś
przetrzymywał musiały pozostać jedną wielką niewiadomą. Nie chciał dopuścić do
tego, abyśmy je odzyskali. Nie mógł tak ryzykować. W sumie to pani ojciec
wydawał się całkiem pogodzony z tą sytuacją. Do tej pory mnie to zadziwia. –
Westchnął. – Numer, który ma pani na plecach już poznałem. Sprytne. Nie
sądziłem, że to, co jest zakodowane na pani plecach to jednocześnie numer konta
bankowego i hasło, zapisane od tyłu. Sprytne, ale nie genialne.
Przez
moment w pomieszczeniu zapanowała cisza. Danzo zatrzymał się. Czujnie
przyglądał mi się cały czas, jakby czekając, aż coś wywinę.
- A czy
nie zaczęła się pani zastanawiać, dlaczego jeszcze żyje? Przecież mam to, co
chciałem. Czy nie powinienem pani zabić? – Zapytał. Z nieodgadnionym przeze
mnie wyrazem twarzy podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy. W tym
momencie koszmar powrócił. On mnie zabije. Tu i teraz.
- Nie
może pan! – Wymsknęło mi się. Przerażona spojrzałam prosto w jego oczy.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Ależ
mogę, pani Haruno. I zrobię to z ogromną przyjemnością.
Przy
moim czole pojawiła się spluwa, a on, oblizując wargi zmrużył oczy i mocno
szarpnął mnie za głowę.
- Niech
się pani nie boi. Zanim to zrobię, przyjdzie do nas nasz specjalny gość.
Zaczęłam płakać. Łzy wypływały z
moich oczu nieubłagalnie szybko. Byłam równocześnie wściekła. Chciałam zabrać
mu broń i sama wystrzelić w jego stronę. Ale trzymał mnie zbyt mocno.
- Zaraz
powinien tutaj być..
Nie
mylił się. Drzwi otworzyły się, a w nich stanął znowu ten gburowaty nieznajomy.
Ale nie był sam. Trzymał..
-
Itachi! – Krzyknęłam. Był w jeszcze gorszym stanie niż ja. Krew ciekła z jego
twarzy. Nawet te jego długie, czarne włosy były zakrwawione. Twarz miał
rozciętą, tuż nad brwią. Obok rany był paskudny siniec. Był ledwo żywy.
Jednak.. Zareagował. Gdy spojrzał na mnie i posłał mi swój uśmiech… - Itachi..
– Powtórzyłam.
Danzo
zarechotał. Opuścił spluwę i spojrzał na Itachiego. Zaśmiał się głośno.
-Witamy,
witamy, królewicza z bajki. A już się bałem, że nie zdążysz…
- Tylko
spróbuj coś jej zrobić skurwielu – Powiedział Itachi – Nie poddam się tak
łatwo. Nie w tym życiu.
-
Przykro mi, Itachi, ale nawet twój ojciec był tego samego zdania co ja. Należy
ci się kara. Ta ślicznotka miała już dawno badać kwiatki. Dzięki tobie
straciliśmy wczoraj kilku najlepszych ludzi.
Itachi
miał mnie zabić. To zabolało.
- Ciebie
też się pozbędę. Zobaczysz. Będziesz zdychał jak pies – Warknął Itachi i
splunął w jego stronę. Po tym zakrztusił się własną krwią. Nie mogłam się na to
patrzeć. Musiałam coś zrobić!
- Nie
martw się, Uchiha, tobą zajmie się twój ojciec. Chociaż widzę, że dużą robotę
zrobili już moi chłopcy. Muszę im pogratulować. Kto by przypuszczał, że syn
pana Uchihy będzie w takim stanie – nabijał się z niego.
- Zabiję
cię – Odparł Itachi – Zabiję!
-
Zobaczymy – powiedział Danzo i skierował spluwę w moją stronę. Ale nie zdążył
wystrzelić. Itachi jak na zawołanie wstał i złapał go za szyję. Widziałam, jak
nieludzko się męczy. Ale nie był niczym skrępowany. Widocznie nikt nie dawał mu
jakichkolwiek szans. Spluwa spadła na ziemię wystrzeliwując gdzieś w dal, nie
robiąc nikomu krzywdy. Ja, z trudem zeskoczyłam z krzesła i ją podniosłam.
Teraz liczyły się sekundy. Krzyknęłam, nie wiedząc nawet do kogo. Ale nie
zwróciło to uwagi dwójki mężczyzn, siłujących się właśnie na podłodze. Itachi
syknął. Przetrzymywał Danzo na ziemi, jednak to Danzo go okładał. A ja
wystrzeliłam.
Strzał mnie ogłuszył i mocno
cofnęło mnie do tyłu. Upadłam. Nie wiedziałam, czy trafiłam gdziekolwiek. Bałam
się, że trafiłam w Itachiego. Załkałam. Przykryłam usta moimi dłońmi i rzuciłam
spluwą gdzieś przed siebie. Nie chciałam dłużej jej trzymać. Pewnie
dzięki niej zginęło już wiele osób.
W pokoju
zrobiło się cicho. Szarpanina na podłodze ustała. Moje serce mało nie wyrywało
mi klatki piersiowej. Bałam się, naprawdę bałam się o Itachiego. Nie chciałam
go zabić. Nie chciałam go stracić. Zależało mi na nim.
-
Sakura – usłyszałam swoje imię – Zwijamy stąd.
Itachi
chciał uciekać. Nie brał pod uwagę tego w jakim jest stanie. Nie czuł bólu.
Skończyło się to tym, że zemdlał przy samochodzie. Na szczęście jakiś przechodzeń
wezwał pogotowie, a ja, płacząc i tuląc Uchihę błagałam go o to, żeby otworzył
oczy.
Wszystko
skończyło się w szpitalu. Tam opatrzono moją ranę i zadbano o Itachiego. Szybko
do siebie doszedł, ale mogliśmy tam zostać. Nie tylko Danzo był łakomy na
pieniądze do których dostęp miałam tylko ja. Poza tym nie wiedzieliśmy też, czy
zdradził komuś numer i czy ktokolwiek poza nim i ojcem Itachiego wiedział o
całym zajściu. Co do jego ojca… Wolałam nie wnikać. Widocznie Itachiemu nie
układało się z nim za dobrze.
Na
początku myślałam, że wszystko przekreśli lekarz. Chciał wzywać policję, bo nie
chcieliśmy wytłumaczyć mu, dlaczego jesteśmy w takim stanie. Żadna bajeczka go
nie przekonywała. W końcu Itachi ‘wytłumaczył’ mu spluwą przy głowie kilka
faktów i tak z powrotem znaleźliśmy się w jego samochodzie i znowu jechaliśmy
tą przeklętą autostradą.
Ja cały
czas płakałam. Opłakiwałam mojego ojca i matkę, chociaż przy niej nie byłam już
taka pewna. W końcu sobota zaczęła się dopiero dzisiaj w nocy, a mama miała
jechać w sobotę… To powodowało przyjemne ciepło w sercu. Itachi skupiony na
drodze nie zmieniał już co chwilę stacji radiowej. Spoglądał tylko na mnie z
niepokojem i co jakiś czas poklepywał mnie po głowie, co zaczynało wyprowadzać
mnie z równowagi.
Nie
wiedziałam, kiedy zasnęłam. Gdy się obudziłam było już ciemno. Dalej jechaliśmy
samochodem. Itachi coś pił, ale od razu odłożył napój na miejsce, gdy zobaczył,
że się obudziłam. Spytał się mnie, jak się czuję, a po tym wskazał palcem na
lewo. Lotnisko.
- Nie! –
Krzyknęłam – Nie wyjadę. Nie zostawię Ja..
-
Wyjedziesz. A tak właściwie już wyjeżdżasz. Masz kupiony bilet, zmienioną
tożsamość. Na miejscu będzie czekać na ciebie moja znajoma. Pomoże ci się
zaklimatyzować i zacząć od nowa… - przerwał mi Itachi i ze spokojem starał się
przemówić mi do rozsądku. Ale ja go nie słuchałam. Nie widziałam nawet takiej
opcji, żeby wyjeżdżać.
- Nie! –
Powtórzyłam.
- Oj,
Sakura, Sakura… - westchnął i wywrócił oczami – Myślałem, że w końcu
zmądrzejesz. Chyba, że lubisz być przetrzymywana w małych pomieszczeniach i
patrzeć się, jak o ciebie walczę. Trzeba było powiedzieć mi o tym od razu.
Wymyśliłbym coś… Auł!
Uderzyłam go. Z wściekłością na niego patrzyłam i powstrzymywałam się od
kolejnego uderzenia. W końcu był cały w siniakach.
-
Przestań – W końcu wydukałam. – Nie mówi tak więcej.
-
Sakura, pomyśl w końcu logicznie. Oni cię tutaj i tak dorwą. Myślisz, że tylko
Danzo na ciebie polował? Ich jest więcej. Wśród nich jest nawet mój ojciec…
- Gdzie
mnie wysyłasz? – Zapytałam po dłuższej chwili.
- Do
Perth. To jest w Australii.
-
Australia? – Zapytałam niepewnie – Jesteś tego pewien?
- A co w
tym złego? Byłem tam kiedyś i mi się spodobało. – Burknął.
- Kiedy
mam samolot?
- Za pół
godziny. – Odparł cicho.
- A ty?
Lecisz ze mną? – Zapytałam.
- Nie.
Mam tu do załatwienia dużo spraw… A z resztą, co ty się tak o mnie martwisz?
Przecież mieliśmy układ, że po naszej rozmowie dam ci spokój do końca życia i
zniknę z twoich oczu. Zapomniałaś o tym? – Powiedział. Wyczuwałam w jego głosie
ból, widocznie też nie był zadowolony z takiego obrotu spraw.
- No ale
po co masz tutaj zostawać? Przecież grozi ci niebezpieczeństwo!
- Im
mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. Dobra, koniec tych rozmów. Jesteśmy na
miejscu.
Na lotnisku nie mówił za
dużo. Czekał tam na nas ten blondyn z motelu. Deidara, o ile się nie mylę. Gdy
nas zobaczył niepokój zniknął z jego twarzy. Uśmiechnął się i nam pomachał.
Wręczył mi jakieś dokumenty, coś tłumaczył. Nie słuchałam go. Byłam załamana.
Znowu.
Nie
miałam dużo czasu. Bardzo chciałam przemówić Itachiemu do rozsądku. Nie
chciałam wyjeżdżać. Chciałam sprawdzić, co z moją matką. Chciałam pożegnać się
z Hinatą, która wspierała mnie przez ten cały czas. Chciałam podziękować pani
Tsunade, usłyszeć jeszcze raz coś głupiego od Naruto. Chciałam też podziękować
Itachiemu. To dzięki mu zawdzięczałam życie.
- Nie
chcę wyjeżdżać – Marudziłam. – Dlaczego ty mi to robisz? – Zapytałam się
Itachiego z wyrzutem.
-
Powinnaś być wdzięczna.
- Nie
potrafię. – Odparłam zgodnie z prawdą. – Nie mogę tak po prostu zostawić tego
wszyst..
- Zajmę
się tym. Daj mi czas i przestań marudzić – przerwał mi Itachi i zatrzymał mnie
łapiąc mnie za rękę. Spojrzał mi w oczy. Ja znowu zaczynałam pochlipywać.
-
Załatwię wiele ważnych spraw i też wyjadę. Przecież po tym wszystkim też nie
mam tutaj życia – dodał. – Przestań w końcu ryczeć i weź się w garść. Pozbyłaś
się jednego z najniebezpieczniejszych ludzi świata, uratowałaś mi życie,
pomogłaś nam stamtąd uciec. Nie jesteś z tego dumna? – Zapytał zdziwiony –
Naprawdę się aż tak niedoceniasz? Cały świat stoi przed tobą otworem. Możesz
robić wszystko, co chcesz. Jednak na pozostanie w Japonii ci nie pozwolę. Zbyt
mi na tobie zależy…
-
Obiecujesz, że stąd wyjedziesz? Z moją matką?
- Mogę
obiecać… - Szepnął i podniósł mój podbródek. Moje serce zaczęło bić jak
szalone, moje policzki zapłonęły, a ja zamknęłam oczy. Nasze usta złączyły się
w pocałunku. Muskał je delikatnie, a ja, miałam wrażenie, że zaraz odlecę. Nie
mogłam się powstrzymać i kiedy tylko zaczęłam mu je oddawać, pogłębił
pocałunek. Zapomniałam o wszystkim. Czułam się tak dobrze… Wplotłam dłonie w
jego długie, czarne włosy, a on, przyciągnął mnie bliżej i delikatnie wkradł
się za moją koszulkę. Nie zwracaliśmy uwagi na przechodzących obok nas ludzi.
Byliśmy tylko mu, tu i teraz. Ale wszystko piękne i tak się kiedyś kończy.
Szara rzeczywistość szybko powróciła, gdy z głośnika dotarła do nas informacja
o tym, że mam tylko kilka minut.
-
Obiecuję – Dodał, gdy odsunęliśmy się od siebie – Wrócę do ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz