niedziela, 3 listopada 2019

Rodział V

            W środku było zimno i śmierdziało stęchlizną. Pod butami czułam mnóstwo piasku oraz kamieni, które ciągnęły się od strony plaży. Gdy tajemne przejście zostało zablokowane to przez moment spanikowałam, ponieważ w środku nie było żadnego oświetlenia. Gwałtownie przyległam do Itachiego i nie puszczałam, mimo włączonego chwilę później światła latarki. Tunel był bardzo długi i ciągnął się dół. Brunet niósł mnie, a bałam się zamknąć oczy. Wyczekiwałam najgorszego patrząc przed siebie, ale ciągle nic się nie działo. Idący z nami mężczyźni rozmawiali z Itachim oraz obserwowali mnie. Pierwszy z nich był rudy oraz fanem piercingu. Drugi był jeszcze bardziej przerażający. Miał włosy spięte w kitę, co pozwalało zauważyć mnóstwo kolorowych tatuaży na jego plecach i ramionach. Gdy odwrócił się w moją stronę to mogłam zauważyć zszyte blizny na jego policzku. To samo zauważyłam później na jego plecach, ramionach. Wzdrygnęłam się. Straciłam rachubę czasu, ale w końcu pojawiliśmy się pod kolejnymi drzwiami. Gdy mężczyźni wpisali odpowiedni ciąg cyfr i ich oczy zostały zeskanowane to zostaliśmy wpuszczeni do środka. Tam czekały na nas kolejne osoby.
            Przestałam już zastanawiać się nad tym, co się tak naprawdę dzieje. Pozwoliłam zająć się swoją raną. Itachi zabrał mnie do Sali która wyglądała jak gabinet lekarski. Zajmować zaczęła się mną fioletowowo włosa kobieta. Delikatnie obmywała ranę, wstrzyknęła mi znieczulenie i zaczęła zajmować się jej zszywaniem. Ciepło uśmiechała się do mnie i uspokajała, widząc panikę w moich oczach.
            - Do wesela się zagoi. Teraz musisz się porządnie wyspać i jutro zobaczymy, jak to będzie wyglądać. Zaprowadzę was do wolnego pokoju. Nie mamy ich za dużo. A, no i ciebie przepraszam. Nie przedstawiłam się jeszcze. Nazywam się Konan. Cieszę się, że do nas trafiliście, Sakuro. W końcu będę miała z kim porozmawiać. Nie ma tu innych kobiet. – zachichotała.
            Itachi cały czas siedział obok nas. Podczas zabiegu zasnął. Byliśmy cholernie zmęczeni. Nawet nie chciało mi się już go zamęczać wieloma pytaniami, które krążyły po mojej głowie.
            - Itachi – szturchnęłam go w żebro. Od razu otworzył oczy.
            - Nie spałem. – burknął.
            - Tak, tak. – dodałam z ironią.
            - Itachi, ktoś was zaprowadzi do wolnego pomieszczenia. Powinna znajdować się tam jakaś kanapa lub łóżko. Coś skombinowali. O, Hidan. – dodała ostrzej, gdy nieznajomy mi białowłosy wszedł do pomieszczenia. Jego włosy były zaczesane do tyłu. Uśmiechał się i patrzył tylko na mnie. Widząc Itachiego powstrzymał się od tego, co chciał powiedzieć.
            - No proszę.. – zaczął.
            - Nie mamy czasu, Hidan. – przerwała mu Konan.
            - .. a któż do nas wrócił i to z jakim łakomym kąskiem.. – oblizał wargi i oparł się o framugę drzwi.
            - Hidan, wypierdalaj. – powiedział do niego Itachi. Białowłosy zarechotał i zaczął go celowo prowokować. Zauważyłam w oczach  Itachiego czerwone przebłyski. Widziałam je wcześniej. Nieznajomy również to zauważył i zszedł z tonu.
            - Na żartach się nie znasz. – skomentował i odsunął się od nas, gdy go mijaliśmy.
            - Ostrzegam po raz pierwszy i ostatni. Sakurze zleci włos z głowy, nie obudzisz się już. Dotyczy się to również was. – warknął patrząc na pozostałe osoby kręcące się w pobliżu pokoju w którym odbywał się zabieg. – Reszcie możecie przekazać.

           



            Po długim śnie czekała nas długa rozmowa. Itachi od niej nie uciekał. Po sprawdzeniu przez Konan mojej rany wróciliśmy do otrzymanego pokoju i w samotności zjedliśmy śniadanie. Ze ścian schodziła farba, o oknach mogliśmy zapomnieć. Wentylacja działała dość słabo i poczułam już pierwsze skutki – dostałam bólu głowy, ponieważ zaczęło dawać w kość moim zatokom. Lóżko strasznie skrzypiało i było przeznaczone dla jednej osoby. Większość snu przeleżałam na Itachim, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało. W końcu mogliśmy się wyspać i zaczynaliśmy się coraz bardziej tolerować.           
            - Co to za miejsce? – zaczęłam i spojrzałam na bruneta.
            - Kryjówka resztek pewnej japońskiej organizacji. Jej odłam to Akatsuki. Wszyscy przenieśli się na wyspę, ponieważ też finansowali jej budowę. Nie mogą być w pozostałej części bunkrów, bo to organizacja przestępcza.. – dodał, bo znał moje kolejne pytanie.
            - Przestępcza?
            - Tak, Kochanie. Nie tylko dobrzy ludzie chcieli ratować sobie tyłki. – westchnął.
            - Skąd się znacie? – dodałam z lekką obawą.
             - Grzechy przeszłości. Moja rodzina nie należy do najświętszych, o czym już pewnie wiesz..  – poczułam na sobie jego wzrok. – Czy Madara zrobił ci kiedyś coś złego? – zmienił temat.
            - Nie.. – dodałam z wyrzutem. Znowu wracał do tego wątku..  - Gdy byłam w Tokio to czułam się śledzona i raz doszło do próby porwania, ale nigdy nie określono, kto za tym stał.
            Itachi słysząc to skrzywił brwi.
            - Być może ktoś dowiedział się, że żyjesz. Rodzina Nizumi miała trochę na sumieniu..
            - To znaczy? Możesz mi powiedzieć coś więcej? – błagalnie na niego spojrzałam.
            - Mój ojciec i wuj Madara współpracowali z twoim dziadkiem i ojcem. Handel bronią. Twoja rodzina chyba miała porachunki z Yakuzą. Twój dziadek należał do nich za młodu  i w czymś się nie dogadali. Nie dziwię się, że trafiłaś do tego sierocińca. Ciężko je zlokalizować.
            -  Bo czerpiecie z niego nowe kurwy? – dodałam głośno akcentując ostatni wyraz.
            - Sakura, z tym nie miałem nic wspólnego. Chciałem się od tego odciąć. Nie znasz mnie, więc nie oceniaj do cholery! – zdenerwował się i gwałtownie odsunął się ode mnie. Przestraszyłam się widząc jego złość – Współpracowałem z Akatsuki jako gówniarz, bo Madara i reszta rodziny chcieli jakąś wtyczkę. Gdy pojawiłem się w Stanach to tam zostałem. Zmieniłem tożsamość, zacząłem studia. Skończyłem prawo. Niestety rodzince się to spodobało. Musiałem zgodzić się na deal. Bezpłatna pomoc prawna w zamian za brak paprania się w ich interesy. Jako przyszłego zastępcę głowy klanu wybrano Sasuke, który sam się na to zdecydował. Zawsze był taką samą gnidą, jak Madara i reszta – skończył dosadnie i zaczął krążyć po pokoju.
            Nic nie mówiłam. Nie sądziłam, że jego rodzina była tak toksyczna. Z uznaniem spojrzałam mu w oczy, gdy złapałam go na tym samym.
            - Oboje jesteśmy po przejściach.
            - Nieszczęścia chodzą parami, Maleńka. – zarumieniłam się. Powiedział to nieco inaczej, niż zwykle. Gdy usiadł ponownie obok mnie to przejechał czule jego dłonią po mojej ręce.
             - Konan mówiła, że goi się dobrze. Chce zdjąć na dniach szwy.
             - A potrafisz robić to sama? – zapytał się ciszej.
            - Zawsze mogę spróbować. – również ściszyłam głos i uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech.
            - Cwaniara. Ryzykować to się nie boisz.
            - Z takim facetem przy boku? Czego tu się bać. – wyszczerzyłam zęby.
            - No na przykład.. mnie? – i zamknął moje usta głębokim pocałunkiem. Nic mnie nigdy tak nie zaskoczyło, jak jego ruch. Całkowicie zdezorientowana oddałam się mu i  po mojej głowie krążyło znowu milion myśli, ale gdy ułożył się na mnie, złapał za podbródek, przerywając na moment pocałunek i spojrzał w moje oczy.. to zrozumiałam, że tez tego chcę. Odwzajemniłam delikatnie pocałunek. Smakował tak cudownie, tak świeżo.. Poczułam, że objął mnie mocniej w talii i do siebie przycisnął. Od dawna nie czułam takiego pożądania do drugiej osoby. Gdy pukanie do pokoju było głośniejsze to oderwaliśmy się z pięknego snu na jawie. Itachi z niezadowoleniem podszedł do drzwi, a ja bezwiednie jęknęłam gdy nie czułam już jego ciepła. Pocałunek dał mi więcej doznań, niż mogłabym sobie wymarzyć. Trwał zdecydowanie za krótko oraz pozwolił mi zrozumieć, że potrzebuję bliskości drugiej osoby.
            - Pain was wzywa do siebie. Teraz. – dobiegł do mnie głos Konan. Jej spojrzenie nie zwiastowało nic dobrego.  




            Bardzo pobudzona nie mogłam usiedzieć na krześle. Spoglądałam na Itachiego i widziałam u niego to samo. Naprzeciwko nas znajdował się rudowłosy mężczyzna, który zdenerwowany spoglądał to na mnie, to na Itachiego i trzymał jakiś dokument.
            - Co to ma kurwa być? – ryknął i podniósł dokument do góry. Itachi zmrużył oczy.
            - Skąd to masz? – zapytał Itachi i jego głos zabrzmiał bardzo sztywno. Mierzył Paina spojrzeniem i jego tęczówki ponownie barwiły się lekko czerwienią. Ten widok był za każdym razem przerażającym doświadczeniem. Z medycznego punktu widzenia to było dla mnie niemożliwe do wyjaśnienia. Musiałam z nim o tym koniecznie porozmawiać.
             - Madara domyśla się, że tu jesteś. Twój brat szuka tej różowej. – mówiąc to spojrzał na mnie. – I widząc ją nie dziwię się, że się powadziliście się. Łakomy kąsek. Tylko wiesz, co tu jest napisane. – rzucił dokument na stół. – Ona nie jest twoja, tylko jego.
            - To jest sfałszowane – syknął Itachi.
            - Nie jest sfałszowane. Sprawdziliśmy to. To oryginał.
            - Pain, nie rób sobie kurwa jaj. Ile ci za to dali. – Itachi podniósł głos.
            - Masz ją stąd zabrać. Nie chcemy problemów. Jako dobry przyjaciel po fachu proponuję ci to zrobić jeszcze dzisiaj. Gdy wkroczy tu Sasuke to nie będziemy stawiać oporu. Nie możemy zostać wydani. Uzumaki nic o nas nie wie i ma tak zostać.
- Pain. Nie mówisz tego poważnie. - warknął Itachi.

- Itachi, nie podważaj moich słów. Masz dobę na znalezienie innej kryjówki. A jeśli ona jeszcze żyje to na pewno wie, jak się bronić. Nikt na tej wyspie już nie zginie i dobrze o tym wiesz.

Słysząc to spojrzałam na Itachiego. Pain zaśmiał się głośno. Poczułam złość.

- I jeszcze nic jej nie mówiłeś?

- O czym mam wiedzieć? - warknęłam. - Nie podoba mi się już to. Ciągle jakieś sekrety, niedomówienia. Żądam wyjaśnień od was obu!

- Sakura, później o tym porozmawiamy..

- Ciągle wszystko odkładasz na późnej, Itachi! Co tu się dzieje!

Przerwał mi śmiech Paina.

- Z czego rżysz?! - spojrzałam na niego. Zdziwił się mojego pewnego tonu.

- Naprawdę o niczym nie wiesz? - zapytał się ponownie, co mnie mocno zirytowało. Poczułam mrowienie w dłoniach. I ból w tej na której miałam szwy. Syknęłam i złapałam się za bandaż.

- Ta epidemia to skutek nieudanych badań grupy naukowców. Celem było ulepszenie wytrzymałości ale w wyniku pewnych działań doszło do utworzenia wirusa, który zaczął siać postrach na naszym globie. Osoby odporne są w pełni zdrowe i nabyły nowych umiejętności. Ci, którzy nie mieli do nich predyspozycji zaczęły umierać.. Jesteś  wyjątkowa, dlatego tu z nami jesteś. Masz predyspozycje, nie jesteś szarą masą. Możesz czuć się bezpieczna bo ci, co mieli zachorować już to dawno zrobili...

- Że jak? - z niedowierzaniem spojrzałam na Itachiego.

- Ta historia ma też drugie dno. Chcemy uratować pozostałych ludzi, a w tym celu planowano utworzyć antidotum. - powiedział Itachi.

- Tylko świat będzie wyglądał zupełnie inaczej. Osoby z umiejętnościami będą liderami. Zapanuje zupełnie nowy porządek. Ale nie chcemy ciebie tu widzieć, póki ten dokument jest ważny. - wziął do ręki dokument - Nie chcemy problemów. - i mi go podał. - Gdy się dogadacie i nie będziecie grozić zdemolowaniem naszej bazy to zapraszamy do współpracy. Wydaje mi się, że te rany nie powstały przypadkowo..

Z dniem 31.08.1993 oświadczamy, że Sakura Haruno z rodu Haruno zostaje zaręczona z Sasuke Uchiha...


Początek dokumentu wiele tłumaczył. Zrezygnowana spojrzałam na Itachiego.

1 komentarz:

  1. Kochana wrzuć rozdział nie zapomnij o Wattpad ❤️ ciągle czekam....

    OdpowiedzUsuń